Opowieści Tuska o tym, że nie chce on wojny z Kościołem można włożyć między bajki. Dzisiejsze zachowanie władzy, która stawia Kościół pod ścianą i próbuje wymusić przyjęcie niekorzystnych dla niego zapisów, a także informuje o rozwiązaniach najpierw media, a dopiero później biskupów, nie pozostawia wątpliwości, co do intencji premiera i jego ekipy. Oni chcą wojny, bo liczą na to, że silny opór Kościoła (a nawet Kościołów i wspólnot wyznaniowych, które akurat w tej sprawie będą miały wspólne stanowisko) doprowadzi do jego osłabienia i kompromitacji w oczach społeczeństwa.

 

Metoda jest zaś bardzo prosta. Protesty duchownych, mocne (i słuszne) protesty biskupów mają sprawić wrażenie, że Kościół jest pazerny, że nie chce pomóc państwu w kryzysie, że ucieka od odpowiedzialności i chce doić państwo. Fakt, że nie ma to nic wspólnego z prawdą, że biskupi są gotowi do rozmów, a państwo robi wszystko, by takie rozmowy uniemożliwić, nie będzie docierał do opinii publicznej. Podporządkowane władzy media zrobią wszystko, by stworzyć wrażenie, że winę za powolność debaty ponosi Kościół, który nie chce podporządkować się premierowi Tuskowi i jego ekipie. W efekcie umacniać się będzie motywowany głównie ekonomicznie polski antyklerykalizm, a Kościół będzie tracił autorytet.

 

I o to dokładnie chodzi rządowi. Tusk ma świadomość, że Kościół jest ostatnią siłą, której sobie nie podporządkował. Hierarchia potrafi wciąż (a ostatnio obserwujemy wyraźne jej przebudzenie) mocno i dosadnie ocenić moralnie zachowania nie tylko reżimowych mediów, ale i rządu. Moralne nauczanie Kościoła jest niebezpieczne dla władzy, przypominanie zasad szkodzi jej, a zatem zdecydowała się ona na zniszczenie ostatniej instytucji, która ma w Polsce jeszcze jakikolwiek autorytet. Tak, by władza miała w rękach już dokładnie wszystko.

 

W takiej sytuacji katolicy nie mogą milczeć. Konieczny jest zdecydowany i jednoznaczny sprzeciw wszystkich, bez względu na poglądy polityczne. Atak na Kościół, próba zniszczenia jego moralnego autorytetu z przyziemnych przyczyn politycznych musi zostać odparty. Jeśli teraz tego nie zrobimy, jeśli będziemy milczeć, nie będziemy jasno pokazywać, jakie są prawdziwe przyczyny i cele antykościelnych działań ekipy Tuska, to ich scenariusz zostanie zrealizowany... Problemem jest jednak to, że nasze protesty też są wliczone w ten projekt. Jeśli mamy wygrać muszą być one zatem na tyle silne, by zwycięstwo Kościoła było jasne i zdecydowane, i by widać było pełną porażkę, także społeczną, rządu. Każdy inny scenariusz oznacza osłabienie Kościoła.


Tomasz P. Terlikowski