Chciałem gorąco przeprosić redaktorów i czytelników „Tygodnika Powszechnego” za to, że nie chodziłem na Marsze Niepodległości i nie prowadzałem tam dzieci, a jednocześnie broniłem prawa ludzi do maszerowania i odróżniałem uczestników od zadymiarzy, mam świadomość, że to skandal, iż nie zażyczyłem sobie zwolnienia z pracy Lisa i Kraśki, a odpowiedziałem, że za takie rzeczy odpowiedzialny jest nowy prezes TVP, którym nie jestem i którym być nie zamierzam. Przykro mi także, że nie chcę żadnych funkcji w Polsce PiS, i że wystarczają mi te, które pełnie, i że jeśli kiedyś nie będę ich pełnił to chętnie zostanę z powrotem „nikim”.

Wiem także, że oznacza to, że jestem skrajnie zakłamany, bo przecież czytelnicy (tak jak redaktorzy) wyobrażali sobie, że poza 11 listopada codziennie wieczorem maszerujemy w domu, a nawet czasem rzucamy petardami w fotki wozów TVN, o niczym więcej nie marzę niż rzeź w TVP, a jeśli chodzi o funkcję, to zapewne chciałbym być wiceministrem u Antoniego Macierewicza (którego skądinąd bardzo cenię) lub przynajmniej pełnomocnikiem rządu ds. równego traktowania (teraz byłby to pełnomocnik ds. dyskryminacji mniejszości) w miejsce Małgorzaty Fuszary. A jeszcze lepiej gdybym się zwierzył z konsumowania ateistów na śniadanie, dorodnych feministek na obiad i gwiazd TVP na kolację. Kłopot polega na tym, że szczerość nie oznacza, że jest się takim, jak sobie Ciebie wyobrażają lemingi (nawet jeśli czytające czy redagujące pismo, które określa się mianem katolickiego).

Tomasz P. Terlikowski