Rządy od lat przyganiały przedsiębiorcom, że powinni być innowacyjni, wykorzystywać zdobycze nauki oraz że ich działalność gospodarcza powinna być oparta o wiedzę. Dzisiaj to przedsiębiorcy powinni żądać od polityków, aby ich decyzje były oparte na wiedzy.” – mówi w rozmowie z nami Andrzej Sadowski, ekonomista, założyciel i prezydent Centrum im. Adama Smitha – pierwszego w Polsce think tanku działającego od 16 września 1989 roku.

Tomasz Poller: Na wstępie pozwolę sobie wrócić do ostatniej rozmowy z Panem sprzed dwóch tygodni i właściwie… zapytać o to samo. Rząd decyduje się na dalsze utrzymywanie obostrzeń uderzających w gospodarkę, a dzieje się tak pomimo znacznego spadku liczby zakażeń. Według tego, co ogłaszano w listopadzie, powinniśmy być w strefie zielonej lub żółtej, a jednak nadal zablokowana jest możliwość działalności sporej części firm…

Andrzej Sadowski: Rządy od lat przyganiały przedsiębiorcom, że powinni być innowacyjni, wykorzystywać zdobycze nauki oraz że ich działalność gospodarcza powinna być oparta o wiedzę. Dzisiaj to przedsiębiorcy powinni żądać od polityków, aby ich decyzje były oparte na wiedzy, jak cała zresztą polityka. Jeżeli rząd zezwala na działalność centrów handlowych, to co do zasady, powinien również umożliwić funkcjonowanie hoteli i gastronomii. Nie wyjawił publicznie logicznego powodu, dla którego część branż jest przez niego nadal dyskryminowana i pozbawiona możliwości prowadzenia działalności gospodarczej, podczas gdy innym na nią zezwolił. Nie ma w tym wspólnej zasady uzasadniającej podejmowanie takich decyzji, która byłaby powszechnie zrozumiała i tym samym społecznie akceptowalna.

Obostrzenia uderzają przede wszystkim w małe i średnie firmy, które nawet upadają. Tymczasem lockdown nie wyrządza raczej jakiejś wielkiej krzywdy wielkim koncernom. To daje także pożywkę dla różnych domysłów, które niekiedy określane są mianem teorii spiskowych, ale też często wydają się być jak najbardziej uzasadnione…

Jeżeli rząd nie stosuje tych samych kryteriów to siłą rzeczy pojawiają się domysły i snute są różne teorie. W ten sposób rodzą się oskarżenia wobec rządu o stronniczość i zauważalne preferencje dla wybranych branż czy wręcz firm z zagranicznym kapitałem. Niestosowanie tych samych zasad wobec wszystkich uczestników życia gospodarczego daje powody do uzasadnionych wątpliwości, które mają coraz częściej charakter publicznych. Niezrozumiałe jest, że przy stosowaniu tych samych wymogów sanitarnych, a nawet spełnianych z nawiązką przez branżę hotelarską i gastronomiczną, utrzymano wobec nich zakaz działalności, a zezwolono na funkcjonowanie centrów handlowych.

Wiemy również, że na skutek obostrzeń, a więc choćby nie korzystania z gastronomii i braku wyjazdów, ale też rezygnacji z części zakupów sporo osób wydaje mniej pieniędzy. Wielu Polakom przybywa oszczędności. Zamrożenie części gospodarki powoduje chyba, że jest mniej pieniędzy w obiegu. Ta sytuacja jest przedłużana. Jako laik w tych sprawach zapytałbym Pana o konsekwencje dla gospodarki, dla społeczeństwa, które taki stan rzeczy może spowodować…

Nie ma mniejszej ilości gotówki w obiegu, bo narodowy bank centralny dostarcza jej ponad miarę. Gotówki jest więcej, oszczędności w niektórych grupach społecznych też, ale z tego względu na realne ujemne oprocentowanie, tracimy na powierzeniu pieniędzy bankowi, a nie zyskujemy jak dotychczas. Jednocześnie nie ma takich rozwiązań, które pokazujemy od lat kolejnym rządom, aby Polacy mieli szanse trzymania swoich wielopokoleniowych oszczędności w bezpiecznych i niespekulacyjnych papierach wartościowych. A takim papierem jest publiczny list zastawny. Dotychczas żaden z rządów nie skorzystał z takiego instrumentu, który pozwoliłby Polakom uniknąć losu wdawania się w różne spekulacyjne i oszukańcze przedsięwzięcia. Do tej pory nie zbudowano rynku kapitałowego sensu stricto. Mamy tylko Giełdę Papierów Wartościowych, na której dominuje rynek spekulacyjny. Mówimy o rozwoju normalnego rynku kapitałowego, gdzie każdy może trzymać swoje oszczędności w miarę bezpiecznie. Ciułaczom różnego rodzaju fundusze nieustająco oferują tzw. produkty finansowe z „zyskiem bez ryzyka” lub „ochroną powierzonego kapitału”. Czekają na nich też kolejne piramidy finansowe, które wyrastają jak odcinane głowy smoka. Przy zauważalnej już dla każdego utracie wartości złotego polskiego, próby ochrony jego wartości nabierają w społeczeństwie charakteru powszechnego ruszenia, a uczciwych możliwości zabezpieczenia się jest niewiele. Wzrasta zagrożenie dla pieniędzy i oszczędności Polaków z jednej strony inflacją, a z drugiej brakiem bezpiecznych możliwości.

Czy mógłby Pan w kilku słowach przybliżyć, czym jest publiczny list zastawny?

Publiczny list zastawny funkcjonuje w naszym ustawodawstwie od ponad dwóch dekad. Pozwalałby on finansować inwestycje infrastrukturalne, a tym się różni od innego rodzaju zadłużenia, że rządy mogą te pieniądze inwestować tylko w inwestycje przychodowe. Inwestujemy np. w wodociągi i te pieniądze przynoszą właścicielowi regularne korzyści. Pieniądze z listu zastawnego pozwoliły pod koniec XIX w. sfinansować wodociągi warszawskie, działające do tej pory. Port w Gdyni zbudowano także z pieniędzy pochodzących z emisji listu zastawnego. Z inwestycji znanych na świecie, w ten sposób sfinansowano most Golden Gate w San Francisco. Publiczny list zastawny pozwala zwłaszcza na zabezpieczenie oszczędności Polaków, zwiększenie bezpieczeństwa emerytalnego i zysków z oszczędności, realne udomowienie długu publicznego, znaczące powiększanie środków na inwestycje infrastrukturalne, a także zamortyzowanie spadku napływu środków europejskich. Uruchamiając publiczny lis zastawny można zagwarantować bezpieczeństwo oszczędnościom polskich obywateli. Nie da tego ciągłe drukowanie pieniędzy, które nie zastąpią realnej produkcji.