Eryk Łażewski, Fronda.pl: 15 listopada zmarł Juliusz Paetz, podejrzewany o molestowanie seksualne kleryków. Pogrzeb odbył się na cmentarzu parafii jego rodziny, a nie – jak innych arcybiskupów - w katedrze poznańskiej. W związku z tym wydarzeniem, Stanisław Gądecki, metropolita poznański, stwierdził: „jestem przekonany, że sytuacja w której się znaleźliśmy dzisiaj, posłuży do oczyszczenia kościoła poznańskiego”. Jak rozumieć te słowa? O jaką sytuację chodzi? Z czego ona miałaby oczyścić Kościół poznański i w jaki sposób?

Ks. Daniel Wachowiak, kapłan archidiecezji poznańskiej: Pan Jezus, o czym pisze Jan Ewangelista, wypowiada interesujące zdanie: „każdą latorośl, która przynosi owoc, [Ojciec mój] oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy”. Nieco wcześniej powiedział też do apostołów „I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy”. Jak widać, w momencie ukonstytuowania najważniejszych prawd wiary, mamy do czynienia z ludzkim brakiem czystości doskonałej. Widzimy Judasza zdrajcę, Piotra apostatę i uczniów, którzy uciekają z Golgoty. Na szczęście – z wyjątkiem pierwszego – Zmartwychwstały spotyka ich w Wieczerniku, i może nastąpić moment ich oczyszczenia.

Słowa mojego Księdza Arcybiskupa rozumiem w świetle tych powyższych wydarzeń. Abp Gądecki jest biblistą, a zatem mówiąc o oczyszczeniu poznańskiego Kościoła, sięga do biblijnego obrazu. W historii archidiecezji mamy do czynienia z takimi grzechami, jak te widoczne u apostołów. Trzeba z nimi stanąć przed Chrystusem i dać się przemienić.

Oczywiście kontekst wypowiedzi Przewodniczącego Episkopatu nie jest bez znaczenia. Główny akcent oczyszczenia bieżącej historii naszego poznańskiego Kościoła położony jest na czas posługiwania abp. Juliusza Paetza. Wiele spraw nie zostało wyjaśnionych. Do dzisiaj Kościół w Poznaniu boryka się z pęknięciem. Niedomówienia i wydarzenia sprzed lat spowodowały, że zarówno księża, jak i świeccy są bardzo podzieleni.

 

1 grudnia odczytano w kościołach archidiecezji poznańskiej list pasterski abpa Gądeckiego, w którym stwierdzał on, że czuje się „w obowiązku powiedzieć: przepraszam za zgorszenie, jakie miało miejsce w archidiecezji”. Metropolita poznański dodał jeszcze: „Z głębi serca przepraszam osoby, które czują się skrzywdzone”. Z jednej strony to dobrze, iż te słowa padły, a z drugiej strony pojawiło się w nich sformułowanie o osobach, które „czują się skrzywdzone”, a nie o tych, które „zostały skrzywdzone”. Czy nie świadczy to o fakcie, że cały czas uczynki arcybiskupa Paetza są relatywizowane? W końcu ktoś może się czuć skrzywdzony, nawet jeśli nikt nie go nie skrzywdził, lub nie chciał skrzywdzić.

Proszę pamiętać, że z prawnego punktu widzenia nie mamy jawnego procesu, ani tym bardziej żadnych publicznych wyroków. Ksiądz Arcybiskup Stanisław Gądecki zwyczajnie nie może powiedzieć, że istnieją ofiary, stąd ból wielu osób - którego Metropolita jest świadomy - wyraża on stosując tę właśnie frazę. Dotykamy tutaj bardzo ważnego elementu. Bezdyskusyjnie, na początku XXI wieku mamy do czynienia z pojawiającymi się osobami, które po spotkaniu z arcybiskupem Paetzem mówią, iż przez tego arcybiskupa przekroczone zostały pewne granice w zachowaniu się wobec niektórych kleryków i księży. Sytuacje się mnożą i są określane jako „niemoralne propozycje i zachowania”. Są o tym informowani między innymi przełożeni seminaryjni. Gdy ci nie są w stanie przedostać się z informacjami do papieża, Pani doktor Wanda Półtawska dociera do Ojca Świętego i przekazuje mu niepokojące sygnały dochodzące z Poznania. Do Wielkopolski wyrusza ksiądz Antoni Stankiewicz, który przesłuchuje ponad 20 osób. Zeznania obciążające abp. Paetza są spisywane i zawiezione do Watykanu. I tutaj dochodzimy do punktu, który osobiście uważam za decydujący o podziale w poznańskim Kościele. Nikt nie informuje o wynikach przeprowadzonych zeznań. W tym czasie arcybiskup Paetz przestaje być ordynariuszem. Osoby będące blisko sprawy z ulgą przyjmują zmianę metropolity, jednocześnie widzą w tym potwierdzenie stawianych arcybiskupowi Paetzowi zarzutów. W archidiecezji jednak pęknięcie nabiera charakteru rany, która krwawi.

Są duchowni, którzy odchodzą z kapłaństwa, a nawet z Kościoła – i dają wyraźny sygnał, że miało to podłoże sprawy związanej z arcybiskupem Paetzem. Dzisiaj nasza wiedza jest bogatsza. Znamy opublikowany list ze stawianymi zarzutami, wiemy o zakazach, które były wydane arcybiskupowi Paetzowi przez Stolicę Apostolską, a jednak nie zdążyliśmy przed jego śmiercią – także przez ówczesne kościelne prawo – usłyszeć głośno tego, o czym cicho i z potężnym bólem mówi wielu. Przykre, że przez wiele lat instytucja Kościoła nie dokończyła sprawy związanej z pojawieniem się osób, które wyraźnie mówiły, że stały się ofiarami zachowań swojego pasterza i zwierzchnika.

 

Marcin Przeciszewski – prezes Katolickiej Agencji Informacyjnej (KAI), powiedział niedawno, że w Watykanie wiedziano o homoseksualnych skłonnościach Juliusza Paetza, i dlatego z ważnych urzędów watykańskich „zesłano” go na urząd metropolity łomżyńskiego. Wypowiedzi tej wysłuchał sam prymas i jej nie zaprzeczył, co świadczyłoby o prawdziwości słów szefa KAI. Jak by ksiądz skomentował fakty opisane przez Marcina Przeciszowskiego?

Dla wielu głęboko wierzących katolików najbardziej gorszące w tych opowiadaniach jest kościelne politykowanie hierarchów. Słowa szefa KAI brzmią bowiem jak zaktualizowana wersja sporu uczniów Jezusa, którzy kłócą się o to, kto ma z nich być pierwszy. Apostołowie zostali ustawieni do pionu, a dzisiejsza struktura Kościoła musi jeszcze tę lekcję przejść. Duch Święty nie ma nic do powiedzenia w tych miejscach Kościoła, gdzie o nominacjach na biskupa, proboszcza, kanclerza kurii, czy kanonika decyduje: karierowiczostwo, zsyłka niewygodnych, awans lizusów, ukrywanie w cieniu niewygodnych, ewentualnie przenoszenie duchownych o niechrześcijańskiej moralności. Oby Kościół oczyścił się również z takiego podejścia i przeprosił za to, że wśród nas jest czasami gorzej, niż w świecie ludzi niewierzących.