W białoruskiej polityce, choć wydawało się to mało prawdopodobne, wydarzenia przyspieszyły. Piszę te słowa w poniedziałek rano i jest jeszcze wiele niejasności, ale to co już wiadomo wygląda nader ciekawie.

Otóż po zakończeniu spotkania „na szczycie” państw Unii Euroazjatyckiej, które odbywało się w Mińsku, białoruskie, ale również rosyjskie kanały informacyjne na platformie Telegram, zaczęły informować, o tym, że Łukaszenka trafił w trybie nagłym do rządowej kliniki z podejrzeniami o udar, albo wylew. Rosyjska stacja radiowa Echo Moskwy, na czele której stoi Aleksiej Wieniediktow, znany m.in. z długiego przeprowadzonego w grudniu wywiadu z białoruskim prezydentem zapytała Natalię Ejsmant, rzeczniczkę Łukaszenki o komentarz do sprawy. Ta energicznie zaprzeczyła, jakoby Łukaszenka był chory a na koniec dodała znamienne słowa „nie doczekacie się”.

Ale teraz wychodzą na jaw nowe okoliczności i sprawa zaczyna wyglądać jeszcze bardziej intrygująco. Otóż na spotkanie w ramach Unii Euroazjatyckiej do Mińska przyleciał Michaił Babicz, były ambasador Rosji na Białorusi, o wycofanie którego Łukaszenka miał długo nalegać. Nieoficjalnie wiadomo, że za czasów swej posługi Babicz zgromadził w ambasadzie ekipę „zasłużonych” specjalistów, którzy wcześniej, tzn. przed Krymem pracowali na Ukrainie. Teraz Babicz miał prowadzić rozmowy z przedstawicielami „bloku ekonomicznego” białoruskiego rządu, a szczególnie z wicepremierem Dzmitrym Krutoj, który wcześniej negocjował plany integracji obydwu państw i zaliczyć go należy do zwolenników opcji prorosyjskiej w białoruskim establishmencie. Miał mu przekazać w trakcie rozmów „gruby skoroszyt”. Obecnie trwają dyskusje co on zawierał. Według jednej wersji było to niewinne dossier na temat stanu zaawansowania rozmów integracyjnych, według innego precyzyjny spis wszystkich zagranicznych aktywów Łukaszenki, nazwy banków gdzie białoruski prezydent zgromadził swój ukryty majątek i lokalizację nieruchomości. Ponadto, jak informują rosyjskie niezależne kanały informacyjne Babicz miał odbyć kilkanaście spotkań, tym razem w rosyjskiej ambasadzie z nieujawnionymi z nazwiska przedstawicielami białoruskiej elity. To wszystko tak rozsierdziło Łukaszenkę, że po odlocie Rosjan zwołał on ponoć specjalne, nadzwyczajne zebranie elity państwowej i pokazał swoja listę – tych którzy spotykali się z Babiczem. Miał być przy tym bardzo blady, ocierać stale pot z czoła i zdenerwowany wykrzykiwał, że on wszystko wie i ma listę tych którzy „ściskali dłoń Babiczowi”. To wzburzenie miało być powodem późniejszych komplikacji zdrowotnych Łukaszenki, oczywiście o ile wszystko to prawda.

Warto przypomnieć, że była poseł a obecnie zarejestrowana kandydatka w wyborach prezydenckich Anna Kanopacka już kilka dni przed wizytą rosyjskiej delegacji ostrzegała przed wpuszczeniem do kraju Babicza, proponując aby uznać go za „personę non grata”. Być może to kobieca intuicja byłej posłanki podpowiadała jej ostrożność, a może co innego? Nie ulega bowiem wątpliwości, że Kanopacka, formalnie niezależna, a nawet kreująca się na kandydatkę opozycji, w istocie jest popierana przez władze. Świadczy o tym nie tylko fakt zarejestrowania jej kandydatury, ale również to, że podpisy, co niedawno ujawnił anonimowo jeden z przedstawicieli jej sztabu zebrała w nie do końca uczciwy sposób (jeśli w ogóle miała wymaganą liczbę podpisów). W toku kampanii związanej ze zbieraniem podpisów bardziej niźli Łukaszenkę krytykowała konkurentów z opozycji (szczególnie skupiała się na Walerym Cepkale), a ostatnio oświadczyła, że nie będzie występować, podobnie jak Łukaszenka w debatach telewizyjnych z rywalami, bo ona jest poważnym kandydatem i musi przygotować się do rządzenia krajem, a konkurenci, w tym Swietłana Cichanouska, to nie są godni jej rywale. Kanopacką trzeba jak się wydaje uznać za przedstawiciela obozu władzy, a może jednej z frakcji czy grup w tym obozie, i słowa przestrogi w związku z Babiczem też wydają się pochodzić z tego źródła.

Sytuacja jest tym bardziej interesująca, że w trakcie spotkania z żołnierzami 103. Specjalnej Brygady Powietrzno-Desantowej w Witebsku Łukaszenka powiedział, że aresztowanych „już ponad 30” pracowników banku, którym do niedawna kierował aresztowany konkurent prezydenta Białorusi Wiktar Babarykau, zaczęło składać zeznania. I jak można się dowiedzieć oglądając opublikowane nagranie z zamkniętej części spotkania (ujawnił je, Pul Pierwogo, który uchodzi kanał prowadzony przez rzeczniczkę Łukaszenki) w Witebsku władze dysponują już pełnym dossier sprawy i gotowe są zaprosić, jak powiedział białoruski prezydent, ekspertów z Interpolu, z Polski, z Rosji aby ci bezstronnie ocenili czy w przypadku Biełgazprombanku mamy do czynienia z prześladowaniem z powodów politycznych czy ze zwykłą afera kryminalną polegającą na praniu pieniędzy i innych przestępstwach. Państwowa białoruska telewizja ujawniła już część wyników tego „śledztwa” i wyglądają one nader interesująco. Otóż, jak informuje rosyjski dziennik ekonomiczny RBC na rachunku żony rosyjskiego wiceministra finansów Andrieja Krugłowa, który posiadała ona w białoruskim banku „aresztowano” 3 mln euro. Rachunki mieli w banku kierowanym przez Babarykau posiadać inni wysocy przedstawiciele rosyjskiej elity, z grubsza zaliczani do jej „liberalnego skrzydła”. To oczywiście wpisuje się w starą narrację Łukaszenki, w świetle której za pogorszenie na linii Moskwa – Mińsk nie odpowiada Putin, ale ta grupa w centrum rosyjskiego ośrodka władzy, która może być łączona z „liberałami”, w tym były premier Miedwiediew, będący również szefem Rady Nadzorczej Gazpromu, właściciela Biełgazprombanku.

W Witebsku przemówił również Andriej Rawkow, szef białoruskiej Rady Bezpieczeństwa, który oświadczył, że współczesne konflikty zaczynają się zawsze próbą rozchwiania sytuacji wewnętrznej w kraju, który jest celem ataku. I dlatego wojsko i przedstawiciele resortów siłowych na Białorusi będą interweniować jeśli powtórzy się sytuacja przypominająca wydarzenia roku 2010, kiedy to niezadowoleni z jawnego fałszerstwa wyborczego, ludzie protestowali na ulicach.

Jak można przypuszczać słowa zarówno Łukaszenki jak i Rawkowa odnoszą się do dwóch wydarzeń, które zapowiadają, że wyborcza walka na Białorusi jeszcze się nie zakończyła. Otóż w obliczu decyzji Państwowej Komisji Wyborczej, która odmówiła rejestracji kandydatur Babarykau i Cepkało, ich sztaby wyborcze podjęły decyzję o połączeniu i wspomożeniu jedynej „budzącej nadzieję” kandydatki jaką jest Swietłana Cichanouska. Na wspólnej konferencji prasowej panie, bo sztabem Biktora Babarykau kieruje Maria Kolesnikowa a Walerego Cepkało jego żona Weronika, powiedziały, że osiągnięcie porozumienia zajęło im 15 minut, mają wspólny cel i jest nim obalenie 9 sierpnia Łukaszenki, a po sukcesie wyborczym wszyscy aresztowani zostaną zwolnieni a w kraju przeprowadzone zostaną ponownie uczciwe wybory. Niezależnie od tego jak ocenia się to posunięcie, a wśród białoruskich politologów słychać było głosy, że nie będzie łatwo połączyć elektoraty trójki dość różnych kandydatów oraz narzekania, że Panie nie przedstawiły scenariusza czy raczej recepty jak chcą obalić Łukaszenkę (no może poza odwołaniem się do właśnie zakończonej „burzy mózgów” białoruskiego środowiska komputerowców, którzy przez kilkanaście godzin z niewiadomymi do tej pory skutkami radzili przy użyciu jakich internetowych i elektronicznych narzędzi kontrolować głosowanie i uniemożliwić szachrajstwa władzy), to ruch ten trzeba uznać za znaczący. Po pierwsze udało im się to czego tradycyjna białoruska opozycja nie była w stanie dokonać przez lata, czyli połączyć się w walce ze wspólnym przeciwnikiem. Po drugie dziś na Białorusi twarz opozycji to twarz kobiety, młodej kobiety, matki, żony, profesjonalistki. To niesłychanie nośny przekaz, zwłaszcza w starciu z przaśnym, przestarzałym i otwarcie szowinistycznym, a może nawet mizoginistycznym Łukaszenką, który w toku kampanii powiedział, że kobieta nie jest w stanie rządzić Białorusią. I po trzecie wreszcie, jak się wydaje fala społecznego sprzeciwu nie maleje. Władze na wiece wyborcze kandydatów wyznaczają z reguły miejsca dość odległe od centrum miejsca, ale to nie przeszkodziło na wczorajszy wiec w Mińsku przyjść ponad 10 tys. zwolennikom opozycji.

Innymi słowy perspektywa „kryterium ulicznego” jest cały czas przed nami. Gdyby w takiej sytuacji zabrakło Łukaszenki, choćby z powodu choroby, to sytuacja mogłaby wymknąć się spod kontroli, bo nie byłoby ośrodka kryzysowego.

Strategia Rosjan jest też dość ciekawa. Jak powiedział w rozmowie na antenie Echa Moskwy Aleksiej Wieniediktow, zawsze dobrze poinformowany, Miszustin przyjechał do Mińska z deklaracjami pojednania, osiągnięcia porozumienia między Rosją a Białorusią w kwestiach ekonomicznych. Dowodem na zmianę stanowiska Moskwy może być choćby ostatnio zawarta umowa w sprawie węglowodorów. I to też, jak można przypuszczać jest czytelny sygnał pod adresem białoruskiej elity, z którą spotykał się Babicz – możemy się porozumieć, możemy pomóc Wam uspokoić nastroje. W takiej sytuacji choroba Łukaszenki byłaby dla zwolenników porozumienia z Moskwą zbawieniem.

Marek Budzisz