Eryk Łażewski: W ostatniej, sobotnio-niedzielnej „Rzeczpospolitej” pojawiła się informacja, że Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) wyda wkrótce rozporządzenie o zakazie wykonywania przepisów o Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Grożąc przy tym – w razie nie podporządkowania się wspomnianemu zakazowi – karą w wysokości 2 milionów euro dziennie. Informacja ta miała być przeciekiem, czyli nieformalną wiedzą wyniesioną właśnie z TSUE. Tymczasem sam Trybunał już 10 lutego zaprzeczył domniemaniu, jakoby to od niego wyszedł wspomniany „przeciek”. I pojawia się pytanie: o co tu chodzi? Po co „Rzeczpospolita” zamieszcza ten fałszywy news, kompromitując przy tym swoją wiarygodność?

Ryszard Czarnecki, europoseł PiS: To był typowy „fake news” dementowany przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Natomiast jest charakterystyczne, że on się ukazał w sobotę rano, kiedy Trybunał i wszystkie instytucje unijne nie działają i przez dwa dni żył własnym życiem w mediach w Polsce, gdzie wszystkie – jak pan wie – sobotnie i niedzielne programy telewizyjne oraz radiowe zaczynały się od tego, jako od pierwszego punktu. A więc jaki jest przekaz do Polaków? „Uwaga! Z powodu działań PiS-u Unia zabierze nam mega dużo pieniędzy”.

Uwaga: mamy do czynienia – mówię to bardzo świadomie – z wojną informacyjną przeciwko Polsce. Polskie służby specjalne powinny sprawdzić mechanizm tej wojny informacyjnej. W sytuacji, gdy wystawia się przeciwko naszemu krajowi w sposób ewidentnie zorganizowany tego typu „działa propagandowe” informacyjne, a właściwie dezinformacyjne.

Jest to fałszywa wiadomość. Zrobiła bardzo wiele krzywdy. Miała postraszyć Polaków. Dziwię się, że poważna gazeta, jaką jest „Rzeczpospolita”, zdecydowała się na zamieszczenie czegoś takiego. Oczekuję przeprosin. Ale też zbadania mechanizmu. Bo przecież przez cały weekend goście programów informacyjnych w różnych mediach rozmawiali o tym, że rzekomo Polska straci wielkie pieniądze.

Chciałbym dodać, że już 4 lutego informację o rzekomym zakazie orzekania przez Izbę Dyscyplinarną i astronomicznych karach za złamanie tego zakazu podał na Twitterze lewicowy działacz z Wrocławia Robert Wagner.

To, co pan teraz podaje, jest najsilniejszym argumentem za tym, aby zbadać mechanizm rozprzestrzenienia się absolutnie nieprawdziwej wiadomości na temat Polski, szkalującej Polskę. I teraz trzeba podać opinii publicznej tych wszystkich, którzy w tym zbiorowym akcie dezinformacji biorą udział. Obojętnie, czy są lewicowymi aktywistami, czy członkami Platformy Obywatelskiej, czy dziennikarzami

Dodam jeszcze, że według wspomnianego pana Wagnera źródłem miała być asystentka Rosarii Silvy de Lapuerty – wiceprezes Trybunału Sprawiedliwości UE. A ponieważ sam Trybunał oficjalnie zaprzecza możliwości „przecieku”, pojawia się uzasadnione domniemanie, że ów „przeciek” powstał w Polsce i ma nastraszyć Polaków. Poderwać ich zaufanie do rządu.

Nie można tego wykluczać. Tym bardziej, trzeba to zbadać. Bo mamy do czynienia z grą strachem, z próbą zastraszenia Polaków przez różne środowiska: na pewno polityczne, może także dziennikarskie. Trzeba temu postawić tamę.

I pytanie: skąd to ostatecznie pochodzi, bo ja słyszałem ów fake news już w styczniu. Zasadniczym źródłem były media. Można więc powiedzieć, że to chyba media tak straszą!

To jest tak, że ktoś to wypuszcza w sposób świadomy, kierując się pewną taktyką. Przeciek żyje własnym życiem i potem nikt nie pamięta, kto to powiedział pierwszy. To funkcjonuje i wielu Polaków w ogóle nie dowie się o tym sprostowaniu ze strony Trybunału z Luksemburgu, ale będzie żyło w przekonaniu, że nam zabiorą pieniądze. I o to chodziło tym, którzy tego typu fake newsy, tego typu ewidentne kłamstwa, puszczają w przestrzeń publiczną.

Niezależnie jednak od tej całej afery, Trybunał Sprawiedliwości UE działa nadal. I czy może być tak, że on wyda wyrok negujący Izbę Dyscyplinarną SN, ewentualnie zarządzi tak zwane „zabezpieczenie” w postaci jej zawieszenia i kar finansowych?

Zwracam uwagę, że idea, aby karać kraje członkowskie Unii Europejskiej zabraniem pieniędzy została zmiażdżona przez inny Trybunał: Europejski Trybunał Obrachunkowy (ETO). Zresztą też z siedzibą w Luksemburgu. To jest taki „europejski NIK”. Idea ta została również odrzucona przez służby prawne Rady Europejskiej. Jak widać istnieje spór nie między Polska a Unią Europejską, tylko pomiędzy instytucjami unijnymi.

Jeżeli jednak stałoby się tak, że Trybunał Sprawiedliwości UE wyda wyrok niekorzystny dla polskiego rządu?

Nie ma co gdybać. Nie wpisujmy się w takie gdybanie: „co będzie, jak coś się stanie”, bo w ten sposób bierzemy udział w pewnej antypolskiej histerii, która nie jest w naszym interesie. Więc po prostu nie ma co rozważać tego typu scenariuszy, bo to jest właśnie wpisywanie się w cudzą narrację, że „Unia zabierze nam pieniądze” i tak dalej.