Tomasz Wandas, Fronda.pl: Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow zarzucił polskim politykom, że próbują wpłynąć na uczestników Światowego Forum Holokaustu, by "w wystąpieniach przedstawiali polski punkt widzenia", będący w kontrze do rosyjskiej narracji o II wojnie światowej. Oświadczył, że w ten sposób Rosja będzie dalej „oczerniana". O czym świadczy tego typu wypowiedź? 

Tadeusz Płużański, historyk, szef publicystyki TVPinfo, prezes fundacji „Łączka”: Oczywiście nie ma tu mowy o oczernianiu Rosji – jedyna stroną, która wygłasza nieprawdę w tym sporze, są Rosjanie. Kreml od pewnego czasu posuwa się do coraz większych absurdów w swojej propagandzie. Polska musi sobie z tą sytuacją radzić. Mieliśmy poważne oświadczenie Premiera, uchwałę Sejmu, teraz stoimy przed bardzo poważnym wyzwaniem, czyli prywatno-państwową uroczystością w Yad Vashem w Izraelu, organizowaną przez Mosze Kantora, biznesmena rosyjskiego, przyjaciela Putina. Ale to też dwa państwa – Rosja i Izrael. Sytuacja jest trudna, ponieważ organizatorzy nie zgodzili się na wystąpienie Prezydenta Rzeczypospolitej. Czymś naturalnym jest to, że wobec łatwych do przewidzenia ataków Putina na Polskę, Polska stara się swoje racje przedstawić – i jak rozumiem, lobbuje pośród innych uczestników tego wydarzenia, żeby polski punkt widzenia zaprezentowali. To przecież de facto nie jest tylko nasza perspektywa, ale – powiedzmy – euroatlantycka.

Co na to historycy?

Każdy normalny historyk na świecie wie, jak było – kto wywołał wojnę (Rosja i Niemcy), kto był antysemitą w czasie wojny, że nie była to Polska, która była podbita. Dobrze zatem, że szukamy teraz, przez kanały dyplomatyczne, sojuszników. Myślę, że już udało się ich znaleźć – zatem powiedzą, jak było. Najbardziej prawdopodobnym sojusznikiem Polski będzie Wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Mike Pence. 

Polski wiceminister spraw zagranicznych, Paweł Jabłoński powiedział, komentując stanowisko Ławrowa, że po porażce kłamliwej rosyjskiej propagandy, Rosja ponownie próbuje walczyć z prawdą. Po dokonanej w grudniu próbie, Rosja - jak mówił Paweł Jabłoński - "dostrzegła, że jej kłamliwa opowieść o drugiej wojnie światowej nie została podzielona”. Czy polski minister ma rację? Jeśli tak, to po co drugi raz prowokować coś, co kiedyś spowodowało porażkę? 

Jestem skłonny się zgodzić z wiceministrem. Jest to dobry ogląd sytuacji. Widzimy, że propaganda Putina dotycząca Polski i jej historii nie znalazła właściwie nigdzie podatnego gruntu. Wiemy, że były reakcje w naszej sprawie ambasadorów różnych krajów w Polsce, wszyscy poparli właśnie nasz punkt widzenia, a nikt Rosji. Wiemy, jak zachowały się media na świecie – wiele ważnych tytułów pisało o tym, że racja jest po polskiej stronie, a Putin po prostu kłamie, tak zachował się choćby niemiecki „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, tak zachowała się prasa amerykańska. Natomiast Putin nie zrezygnuje, bo taką strategię obrał, i będzie ją prowadził przynajmniej do sierpnia tego roku, ponieważ chodzi mu o to, żeby przykryć obchody stulecia wygranej przez nas Bitwy Warszawskiej. Wcześniej mamy obchody 75-ej rocznicy zakończenia wojny czy wyzwolenia Auschwitz. Więc Putin jeszcze przez miesiące będzie zakłamywał historię. Mam nadzieję jednak, że jak teraz, tak i później, nie znajdzie w tym sojuszników. 

Rosja chce złożyć w Radzie Europy projekt rezolucji potępiającej Polskę za „próbę sfałszowania prawdy historycznej”. Zapowiedział to przewodniczący komisji spraw zagranicznych Dumy Leonid Słucki. Pytanie – czy możemy się uśmiechnąć i po prostu nie przywiązywać do tego większej wagi? Czy też powinniśmy poważnie do tego podejść, i zadbać o dobro historyków, którzy na forum europejskim, będą tłumaczyć, że 2+2 = 4?

W tym miejscu nie ma miejsca na uśmiechy. Mimo klęski dotychczasowej polityki Putina, trzeba do tego podejść bardzo poważnie – takich zarzutów jeszcze wobec nas nie było, tak ostro Rosja nigdy nie oceniała roli Polski w wybuchu II wojny światowej. Jest to więc moment, w którym trzeba odpowiadać. Putin będzie wykorzystywał każdy kanał, żeby swoje zdanie forsować. Tu stwierdził, że RE może mu pomóc. Nie spodziewałbym się, żeby powstała jakaś wspólna deklaracja członków RE, żeby wszyscy się zgodzili na te kłamliwe tezy Putina... To jest wykluczone. Dotychczas na forach europejskich ponosił zdecydowaną klęskę, tego dowiodła ostatnia debata w PE dotycząca historii, gdzie tezy Putina zostały zdecydowanie odrzucone, a przyjęty został nasz polski – europejski – punkt widzenia. Wcześniej ważna była deklaracja tegoż Parlamentu, żeby nasz bohater Witold Pilecki został bohaterem walki z totalitaryzmem, i ten dzień [Międzynarodowy Dzień Bohaterów Walki z Totalitaryzmem] ma odnosić się do zamordowania Pileckiego 25 maja 1948 roku. Wiemy, z przekazów rosyjskich od Andrieja Iłłarionowa, byłego doradcy Putina, że bardzo to Putina zabolało.

Tylko słabi i postępowi politycy nie mogą się pogodzić z rolą Związku Sowieckiego w zwycięstwie nad brunatną zarazą” – tak powiedział Wiaczesław Wołodin. Marszałek Dumy Państwowej stwierdził, że polscy przywódcy powinni pamiętać, jaką cenę poniosła Armia Radziecka podczas bitew o wyzwolenie Polski. Wołodin stwierdził nawet, że polskie władze powinny przeprosić za obozy zagłady. Jak to jest – czy historią można tak grać w politycznych celach, bez żadnych konsekwencji? Czy kłamcy – prędzej czy później – poniosą straty, w tym wypadku polityczne?

Myślę, że tak. Polityka Putina obróci się – paradoksalnie – przeciwko niemu, dlatego że zainteresuje Europę i świat tym, jak było naprawdę, czym był pakt Ribbentrop-Mołotow, wspólna parada sowiecko-niemiecka w Brześciu, współpraca NKWD z Gestapo, i jak też naprawdę wyglądało to sowieckie „wyzwolenie”...  Polska oczywiście docenia krew żołnierzy radzieckich przelaną w walkach w naszym kraju. Przecież dbamy o ich pamięć – najlepszym dowodem na to jest dbanie o cmentarze żołnierzy sowieckich – np. w Warszawie ten cmentarz jest pięknie odnowiony i pielęgnowany, i nikt tego przecież nie podważa. Myślę, że dbamy o tę pamięć o żołnierzach Armii Czerwonej bardziej niż robiła to Rosja sowiecka, czy „Rosja putinowska”. 

To znaczy?

Oni akurat o swoich żołnierzy nigdy nie dbali, traktowali ich jak „mięso armatnie”, tak było za Stalina i tak jest za Putina, gdzie ta pamięć jest wykorzystywana tylko dla celów propagandowych. Przypomnę sprawę Pieniężna, gdzie odbyła się wielka batalia o pomnik Iwana Czerniakowskiego, bohatera Związku Sowieckiego, który tam zginął. Dla strony sowieckiej był bohaterem, a dla nas był mordercą, będąc odpowiedzialnym za zsyłki żołnierzy Armii Krajowej na Syberię, skąd wielu już nie wróciło. I ten pomnik stanowił wielki punkt sporu – Rosja starała się ten pomnik ocalić, natomiast obok był cmentarz żołnierzy radzieckich, o który ta sama Rosja już kompletnie nie dbała. I to jest obnażenie prawdziwej polityki Rosji, czy sowieckiej czy putinowskiej... Natomiast jeśli ktoś tak mocno napiera na to, że Armia Czerwona wyzwalała kolejne obozy niemieckie, w tym obóz w Auschwitz, 27 stycznia 1945, to powiem tak – mieli szansę, rzeczywiście, wyzwolić znaczną część więźniów, gdyby Stalin nie zatrzymał swojej ofensywy. Dzięki temu, że na kilka miesięcy działania Armii Czerwonej zostały wstrzymane, Niemcy mogli przeprowadzić marsze śmierci i została więźniów tylko garstka, np. w Auschwitz... Więc niech się tak nie popisują tym wyzwoleniem. Bo tutaj rzecz jest zdecydowanie bardziej skomplikowana. To samo możemy powiedzieć o wyzwoleniu Warszawy. Gdyby Stalin chciał wyzwolić to miasto, to musiałby być może kontynuować ofensywę i stanąć u boku Armii Krajowej. A jednak pozwolił Powstańcom się wykrwawić i Niemcom zniszczyć niemal całkowicie miasto... Nie zgadzam się z wieloma publicystami – moim zdaniem Sowieci na ziemiach polskich nigdy niczego nie wyzwolili, a zawsze zaprowadzali swoje krwawe porządki i okupację. „Wyzwolenie sowieckie” to jest taki propagandowy chwyt, o którym mówi Putin. A gdy się głębiej wejdzie w tę sprawę, to się okazuje że to po prostu była armia napastnicza i siły okupacyjne, dalszy ciąg współpracy niemiecko-sowieckiej, zapoczątkowanej paktem Ribbentrop-Mołotow. 

Dziękuję za rozmowę.