Centralna Komisja Wyborcza Ukrainy potwierdziła we wtorek po południu, po przeliczeniu danych z ponad 99 proc. protokołów, że dojdzie do dogrywki między Wołodymyrem Zełenskim, który zdobył 30,23 proc. głosów a ubiegającym się o reelekcję Petrem Poroszenką, na którego zagłosowało 15,92 proc. wyborców. 

Kandydatka, która zajęła trzecie miejsce, była premier Ukrainy, Julia Tymoszenko, uważa, że Poroszenko nie zdobył swojego wyniku uczciwie. 

"Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko wszedł do II tury wyborów prezydenckich dzięki fałszerstwom. Poroszenko sfałszował wybory i nie powinien być w drugiej turze, do której trafił nieuczciwie"- powiedziała Tymoszenko. 

Jednocześnie była premier Ukrainy zapewniła, że nie zamierza zaskarżyć wyników głosowania. Jak tłumaczyła, Poroszenko "sprywatyzował system sądowniczy", stąd też zaskarżanie wyników wyborów pozbawione jest sensu.

"Tylko stracimy w ten sposób czas i będziemy mieć nadzieję na to, na co nie ma sensu mieć nadziei"-oceniła Julia Tymoszenko.

Była szefowa ukraińskiego rządu poinformowała również, że nie będzie wzywać obywateli do protestów przeciwko wynikom wyborów prezydenckich. Polityk wskazała, że w ten sposób można otworzyć "furtkę" dla Rosji, doprowadzić do destabilizacji i konfliktów wewnętrznych na Ukrainie. 

"Wiecie, w jakim stanie znajduje się państwo, które doprowadzono do krawędzi przetrwania. Rozumiemy, że nakłanianie ludzi do protestów może stać się okazją dla agresora (Rosji), który prowadzi przeciwko Ukrainie wojnę. Destabilizacja na Ukrainie, konflikty wewnętrzne to coś, na co nigdy nie pozwolę"-zapewniła. 

yenn/PAP, Fronda.pl