Z rabinem i szochetem Yehoshuą Ellisem rozmawiają Zuzanna Marczyńska-Maliszewska i Paweł Jędrzejewski z Forum Żydów Polskich

I

DLACZEGO ZOSTAŁEM SZOCHETEM

FŻP: Przyszliśmy do pana, by porozmawiać z kimś, kto stosuje szechitę i zna ją z własnej praktyki. Jakie ma pan doświadczenie, to znaczy, ile kurczaków podanych zostaje zazwyczaj ubojowi na potrzeby gminy, w której pan pracuje? Ile zwierząt pan zabija?

Rabin Ellis: Zazwyczaj za jednym razem zabijam około 150 kurczaków, raz zdarzyło mi się 400 sztuk. Operacja jest skomplikowana, bo po szechicie trzeba je oskubać, oczyścić i całkowicie usunąć z mięsa krew - używając do tego soli. Szechita czterystu kurczaków wyczerpała mnie emocjonalnie i fizycznie. To było bardzo trudne.

FŻP: Skoro to trudne i wyczerpujące emocjonalnie, to co by pan powiedział ludziom, którzy myślą i mówią, że szechita to „barbarzyński obyczaj”?

Rabin Ellis: Powiedziałbym im, że powinni spojrzeć na to, jak naprawdę wygląda i czym jest ta czynność.

FŻP: Dlaczego został pan szochetem?

Rabin Ellis: Zacząłem uczyć się, by nim zostać, bo byłem tak bardzo pod wrażeniem szechity.

FŻP: Pod wrażeniem!?  

Rabin Ellis: Dziesięć lat temu mieszkałem w Warszawie jako wolontariusz American Jewish Joint Distribution Comitee w Polskiej Unii Studentów Żydowskich. Mieliśmy obóz letni w Białym Dunajcu, gdzie poznałem Barucha Babajewa, który był już przeszkolonym szochetem. Pewnego dnia poszedłem z nim kupić dwie owce, bo planowaliśmy przygotowanie obozowego grilla.

FŻP: To znaczy, jadł pan mięso jak większość ludzi?

Rabin Ellis: Nie. Trzeba właśnie podkreślić, że byłem wówczas prawie wegetarianinem, co oznaczało, że tylko raz na miesiąc jadłem rybę. Miałem dwa powody, dla których nie jadłem mięsa. Pierwszy to motywacje ekologiczne; drugi powód był duchowy, związany z emocjami – nie czułem się komfortowo jedząc mięso bez świadomości, w jaki sposób to zwierzę zostało zabite.

Poszedłem więc do Barucha, by pomóc mu po raz pierwszy - trzymając owcę podczas szechity. To, co zobaczyłem - to był niezwykły akt, który zrobił na mnie wielkie wrażenie... Coś, co nawet bez religijnego kontekstu byłoby w sferze sacrum. To nie tylko zakończenie życia nieszczęsnego stworzenia. To było coś znacznie większego. Gdy na własne oczy przekonałem się, jak wygląda szechita, postanowiłem zostać szochetem.

FŻP: Może mógłby pan powiedzieć więcej o samym akcie, skoro zrobił na panu tak duże wrażenie.

Rabin Ellis: Ta konkretna szechita rozpoczęła się od wyboru zwierzęcia. Kiedy Baruch wszedł do zagrody pełnej owiec – była tam jedna, która nie uciekła od niego. Kiedy zapytałem „Dlaczego nie weźmiesz tej?”, odpowiedział: „Ona musi być chora.”. Na moje pytanie, skąd to wie, wyjaśnił: „One wiedzą, po co tu przyszedłem. Jeśli ona chce umrzeć – my nie powinniśmy jej jeść.”. Dlatego wybrał inną owcę. Tamta najwyraźniej była chora, bo utraciła instynkt samozachowawczy.

FŻP: Czyli jej mięso i tak nie mogłoby być zjedzone?

Rabin Ellis: Oczywiście. Nie wolno jeść mięsa chorego zwierzęcia.

Owce są małymi zwierzętami – ta też taka była, więc złączyłem jej nogi, położyliśmy ją na stole, on złapał ją za szyję i zaczął do niej mówić, aby ją uspokoić. Już wcześniej jeden z rabinów wspominał mi, że każdy szochet mówi do zwierzęcia, kiedy je zabija; niektórzy robią to bezgłośnie. Ja również to robię.

FŻP: Co pan do nich mówi, na przykład?

Rabin Ellis: Zazwyczaj zabijam kurczaki. Mogę również zabijać owce i krowy, ale nie mam tu – w naszej gminie - takiej konieczności. Uspokajam je po prostu i mówię, że to ich kolejny etap, że robią dobrą rzecz i stają się częścią czegoś ważnego. Kiedy biorę kurczaka, on zazwyczaj macha skrzydłami, więc czekam aż się uspokoi i zawsze zabijam go dopiero wówczas, gdy jest spokojny. Chodzi o to, by to nie było dla niego czymś przerażającym. Gdy kurczak jest już uspokojony, przykładam nóż do jego gardła i w ciągu sekund od cięcia – zwierzę jest już całkowicie nieprzytomne.

FŻP: Sekund?

Rabin Ellis: Tak. Czytałem niesamowicie dużo propagandy, jakoby to zajmowało całe minuty, podczas których zwierzę umiera. Ja nigdy czegoś takiego nie widziałem. To prawda, nie byłem obecny przy tysiącach ubojów, ale podczas tych, w których brałem udział – nigdy coś takiego nie miało miejsca. Przypuszczam, że coś takiego byłoby możliwe, gdyby ktoś zrobił cięcie bez przecinania wszystkich tętnic i żył, może wówczas zwierzę wykrwawiałoby się przez całe minuty, zamiast umrzeć w ciągu sekund. To, co ja widziałem, nawet w Ameryce podczas uboju bizona, a więc ogromnego zwierzęcia – zaprzecza temu. Wszystkie te zwierzęta padały w ciągu kilku sekund martwe na ziemię. To prawda, że ich ciała mogą się jeszcze poruszać, ale to odruchowe drgania mięśni, zwierzę nie jest świadome.

FŻP: Dlaczego, zgodnie z zasadami szechity, nie można np. odciąć kurczakowi całej głowy zamiast przecięcia żył i tętnic?

Rabin Ellis: Jest to o wiele bardziej brutalny sposób. W odrywaniu głowy zwierzęcia nie ma żadnej łagodności. Nie wiem, skąd bierze się przeświadczenie, że ucięcie głowy jest czymś mniej brutalnym, niż spowodowanie utraty świadomości w kilka sekund u uspokojonego zwierzęcia?

Ktoś powiedział, że jak utniesz głowę kurczakowi, to po prostu nie ma mózgu, który czuje cokolwiek. Ale efekt jest taki sam – brak odczuwania bólu, gdy przecina się tętnice i żyły szyjne: krew nie dopływa do mózgu. Jedną z rzeczy, które czynią szechitę nieważną, jest właśnie odcięcie głowy. Dlaczego? Bo jest to brutalne. Trzeba zwierzę najpierw z przemocą unieruchomić i zadawać mu cierpienie przed egzekucją.

Sens szechity jest dokładnie taki, by sprawić jak najmniej bólu. Trzeba więc troszczyć się, aby zanim zwierzę zostanie zabite – było dobrze traktowane. Na przykład krowy nie powinny widzieć innej krowy, kiedy jest zabijana, aby ich to nie przerażało. Moim zdaniem, efekt szechity jest taki sam, jak efekt odcięcia głowy – problemem jest przede wszystkim to, co dzieje się wcześniej. Sama szechita nie jest aktem brutalnym. Całościowo jest to akt przepełniony łagodnością, mimo że odbieramy zwierzęciu życie. I pełen współczucia.

II

CO MUSZĘ WIEDZIEĆ

FŻP: Wróćmy do początku. Zaczęło się od tego, że wziął pan udział w uboju dwóch owiec i później zdecydował Pan, chce zostać szochetem. Czy może pan powiedzieć nam o tym coś więcej?

Rabin Ellis: Minęło kilka lat od tego momentu do czasu, kiedy sam zacząłem uczyć się szechity. Wcześniej byłem w jesziwie, w której przygotowywano rabinów, by wyjeżdżali w miejsca, gdzie nie ma dużych społeczności żydowskich. Dlatego zwracano tam uwagę, by nauczyć wszystkich podstaw szechity, tak aby społeczność zawsze mogła mieć koszerne mięso. Jest kilka poziomów szechity – najbardziej podstawowy to ubój ptaków, bardziej zaawansowane dotyczą ssaków. Mnie zależało na nauce uboju ssaków, mimo iż nie miałem i nadal nie mam dużej potrzeby, by to tutaj robić. Po prostu chciałem mieć wiedzę na ten temat i umiejętności. Ostatnio dużo się robi, by ubój był czymś, co ma miejsce wewnątrz lokalnych społeczności, czymś mniej zdystansowanym, odległym. Zresztą nie tylko w ujęciu żydowskim, na całym świecie działa ruch Slow Food, który właśnie tym się zajmuje – by produkcja pożywienia stała się mniej globalna, a bardziej lokalna. Ale szczególnie z perspektywy halachy – skąd ja mam wiedzieć, jako konsument, czy szechita była dobrze przeprowadzona? Muszę zaufać szochetowi. A żeby mu zaufać – najlepiej jest go po prostu znać. Jeśli byłby to ktoś, komu nie powierzyłbym domu pod opiekę na weekend, to prawdopodobnie nie jest to również ktoś, komu mógłbym ufać w kwestii dobrze wykonanej szechity.

FŻP: Dlatego Halacha stawia szochetowi wysokie wymagania: musi być psychicznie i fizycznie sprawny. Także jego poziom etyczny podlega ocenie.

Rabin Ellis: Jest taka historia o Baal Szem Towie. Zanim jeszcze został wielkim rabinem – był szochetem. Pewna dziewczynka naciskała ciągle na swoją matkę, by ta kupowała od niego mięso. Matka ze zdziwienie zapytała w końcu „dlaczego?”. A ona odpowiedziała: „Bo on płacze, zanim zabije zwierzę.” Matka stwierdziła: „Wszyscy płaczą.”, a ona na to: „Tak, ale on płacze tak bardzo, że łzy służą mu do moczenia kamienia do ostrzenia noży.” A do tego potrzeba naprawdę dużo wody. Myślę, że konieczna jest niezwykła wrażliwość do przeprowadzania tego aktu.

FŻP: A czego się pan nauczył i jak, podczas studiowania szechity?

Rabin Ellis: Są różne poziomy nauki. Pierwszy z nich to nauka halachy... Co czyni zwierzę niekoszernym, dlaczego niektóre zwierzęta są niekoszerne, jak zrobić cięcie, gdzie je zrobić, wszystkie komplikacje, które w tej sytuacji mogą się przytrafić. Na przykład jeśli chodzi o kurczaka – jest kilka miejsc, które trzeba wnikliwie sprawdzić po jego zabiciu, by upewnić się, że wszystko było z nim w porządku. Jeśli zaś chodzi o ssaki - trzeba dokładnie nauczyć się anatomii ich płuc. Po zabiciu krowy trzeba koniecznie sprawdzić płuca, by mieć pewność, że zwierzę było zdrowe. Płuca są bowiem precyzyjną reprezentacją zdrowia całego ciała. Jeżeli w płucach jest jakiś problem – to prawdopodobnie jest też gdzieś indziej.  

III

NÓŻ

Rabin Ellis: Kolejnym poziomem jest ostrzenie noża. Chyba spędziłem więcej czasu na nauce ostrzenia noża, niż na nauce halachy. Przed każdą szechitą – trzeba dokładnie naostrzyć noże. Trzeba niezwykłej wrażliwości, by zacząć „czuć ostrze”. Żadna maszyna tego nie zrobi. Zajęło mi bardzo dużo czasu, zanim wykształciłem w sobie wyczucie tych ostrzy i nauczyłem się, jak prawidłowo się nimi opiekować. To jest zupełnie kluczowa sprawa.

FŻP: Dlaczego ostrze musi być tak ostre i tak doskonałe?

Rabin Ellis: Dlatego, że właściwe ostrze najskuteczniej eliminuje ból. Sam się o tym wielokrotnie przekonałem, kalecząc nim samego siebie przez nieuwagę, czasem nawet głęboko. Gdyby nie krew - nawet bym nie zauważył. Pamiętajmy przy tym, że wygładzanie powierzchni tnącej noża i jej ostrzenie to są dwie przeciwne czynności. Najpierw trzeba nóż naostrzyć, następnie go wygładzić. Gdy go wygładzamy, tracimy coś z jego ostrości. Czyli trzeba wrócić do ostrzenia.

FŻP: Chodzi o znalezienie równowagi pomiędzy tymi cechami noża?

Rabin Ellis: Tak. To bardzo delikatny balans. Nauka polegała na tym, że gdy osiągałem to, co moim zdaniem było najwyższą ostrością i najdoskonalszym wygładzeniem, pokazywałem nóż rabinowi, a ten sprawdzał go, po czym uderzał ostrze o kawałek metalu, aby je uszkodzić. I musiałem zaczynać moje ostrzenie i polerowanie od początku. Jednak tych uszkodzeń nie widać było nigdy gołym okiem. Mogłem je tylko wyczuć dłonią. Ale i to nie od razu. To wymaga ćwiczeń, aby wydobyć z palców konieczną wrażliwość. To bardzo trudny proces. Trwa bez końca. Jednak jest tak ważny, że teraz, gdy uzyskałem już tę wrażliwość, przed szechitą spędzam zazwyczaj dwie lub nawet trzy godziny na ostrzeniu noża. Wymaga ogromnego skupienia i wielkiej cierpliwości. A cel jest tylko jeden: jak najmniej bólu, jak najmniej cierpienia. I aby proces odbierania zwierzęciu życia był błyskawiczny.

FŻP: I chyba także połączony z mniejszą przemocą. Rzecz w tym, że metoda zabijania z ogłuszaniem, aby wyeliminować ból, sama w sobie jest aktem przemocy. Przygotowując zwierzę, żeby nie czuło przemocy i bólu, trzeba je najpierw poddać przemocy i zadać mu ból. To ponury paradoks. Natomiast w szechicie - jak rozumiemy - użycie tak ostrego noża w sposób prawidłowy ma zadawać śmierć dla zwierzęcia prawie niepostrzeżenie?

Rabin Ellis: Tak. Ponadto ogłuszanie w sporym procencie jest po prostu nieskuteczne. Często trzeba je stosować powtórnie.

Nasze podejście do aktu zabijania zwierzęcia jest zupełnie inne: za wszelką cenę chcemy ograniczyć do minimum, wyeliminować przemoc wobec zwierzęcia. Wiemy, że je zabijamy, mamy tego pełną świadomość, ale właśnie dlatego chcemy - podkreślam - cierpienie i ból zminimalizować, a nie stosować jakąś sztuczną metodę, która pozwala nam mieć złudzenia, że później zwierzęciem nie musimy się już przejmować. Że ogłuszenie przemienia żyjące zwierzę w przedmiot.

IV

W WIELKICH UBOJNIACH

FŻP: Ale czy tak nie dzieje się w wielkich ubojniach? Warunki, w których szochet ma możliwość mówienia do zwierzęcia, uspokajania go, są niemożliwe do spełnienia w tych ogromnych rzeźniach, gdzie zabija się setki czy tysiące zwierząt w krótkim czasie.

Rabin Ellis: Kiedy ja zabijam kurczaki – to zajmuje ok. 20-30 sekund na każdego z nich. Ktoś mi go podaje, ja go trzymam, uspokajam i wykonuję cięcie. Znam natomiast ludzi pracujących w rzeźni w Izraelu, gdzie zabija się ok. 2000 kurczaków na godzinę. To na pewno jest różnica. Jeśli chodzi o krowy, to z tego co wiem tutaj w Polsce w normalnym tempie produkcji zabijana jest jedna krowa w minutę. Wciąż jest czas, żeby spróbować ją uspokoić, czy mówić do niej. Każdy ma swoje zwyczaje.

FŻP: Czyli sytuacja w wielkich rzeźniach jest jednak inna.

Rabin Ellis: Z pewnością mechanizacja całego procesu zabiera wiele z osobistego charakteru takiego doświadczenia. Dawniej było tak, że szochet nie tylko zabijał zwierzęta, ale także musiał je sprawdzić – jeszcze przed śmiercią czy są zdrowe, a także po śmierci, by upewnić się przede wszystkim czy z płucami jest wszystko w porządku. Dzisiaj często zajmują się tym dwie różne osoby. Ja osobiście sprawdzam kurczaki, które zabijam.

Jednym z niebezpieczeństw mechanizacji procesu produkcji jedzenia jest to, jak bardzo wszystko stało się bezosobowe. Jestem bardzo szczęśliwy, że każdy, kto przychodzi tutaj do gminy, by dostać kurczaka – zna szocheta. Kiedy jadę do Ameryki, albo gdzieś indziej i kupuję tam mięso – nie mam pojęcia, kto zabił zwierzę, skąd więc mam mieć pewność, czy to na pewno koszerna osoba.

Wydaje mi się jednak, że nasza tradycja była stworzona na potrzeby mniejszej skali. Kiedy to jest na dużą skalę – tracimy wiele z naszej wrażliwości, do tego stopnia, że kiedy uświadamiasz ludziom, z czego pochodzi ich mięso – oni nie chcą tego wiedzieć, nie chcą widzieć w tym żadnej formy zwierzęcia. W moim rozumieniu – cała idea sacrum – uświęconego zabijania, uświęconego jedzenia – jest rodzajem połączenia.

FŻP: Połączenia jako logicznej i pełnej ciągłości procesów życia i naszego w tym udziału?

Rabin Ellis: Tak. Pojęcie świętości w codziennym języku to właśnie połączenie. Jak mogę być więc połączony z tym, co zjadam, jeżeli odmawiam przed samym sobą uznania faktu, że było to żywe stworzenie? Gdy wspominam tę moją pierwszą szechitę, to przypominam sobie sytuację już po tym wszystkim. Byliśmy na zewnątrz, było już bardzo ciemno, praktycznie żadnych świateł, a my robiliśmy grilla. Baruch podał mi coś do ręki, wziąłem to do ust i zorientowałem się, że to było serce!

FŻP: Wielu powie w tym momencie: jakie połączenie? to obrzydliwość! A to są w gruncie rzeczy hipokryci. Dla nich serca, to tylko jeden z rodzajów mięsa zafoliowanego na tackach w markecie. Zależy im przede wszystkim na tym, aby nie czuć związku pomiędzy jedzonym mięsem a zwierzęciem, które zabija człowiek. Zwyczaj szechity i w ogóle zasady koszerności zmierzają do czegoś dokładnie przeciwnego. Człowiek ma mocno wiedzieć, że nie zjada zawartości tacek z marketu, ale ciało żywej istoty, która dla niego została zabita.

Rabin Ellis: Tak. O to chodzi. Pamiętałem, że wcześniej widziałem to serce w tym zwierzęciu, pamiętałem, że to zwierzę się tu urodziło, jego serce się tutaj uformowało, a potem zostało zabite i teraz jest właśnie zjadane. Tutaj, w tym samym miejscu. Odczułem wówczas na własne skórze to połączenie, może nawet coś więcej.

FŻP: Czy ma pan może jakąś wiedzę na temat tego, jak funkcjonują te duże rzeźnie w Polsce, o których ostatnio tak dyskutowano?

Rabin Ellis: Nigdy ich nie widziałem. Widziałem kilka filmów z różnych rzeźni w Europie, ale nigdy tam nie byłem. Zostałem wprawdzie zaproszony do jednej, cztery godziny drogi stąd, ale ostatecznie nie miałem okazji.

FŻP: Może zna pan jakiegoś szocheta, który tam pracuje?

Rabin Ellis: Mam kontakt z jednym z szochetów, który bardzo chciał zresztą odwiedzić nas tutaj w Katowicach, ale jednak to zbyt daleko. Wiem, że w Warszawie jest szochet, który okazyjnie zabija w Polsce krowy, ale niestety nie znam szczegółów produkcji.

FŻP: Bo w mediach przedstawiano przerażające obrazy z tych rzeźni.

Rabin Ellis: Mnóstwo argumentów w dyskusji na temat uboju odwołuje się do obrazów śmierci. Śmierć jest brutalna, obrazy zabijania zwierząt nas przerażają, przygnębiają. Każde zwierzę chce żyć, a takie, które nie chce, nie powinno być jedzone. Te wszystkie wizerunki zabijanych zwierząt są traumatyczne. Ale wśród nich nie widziałem jeszcze żadnych obrazów rzeczywistej szechity. Widziałem inne rodzaje uboju, nazywanego rytualnym. Nie widziałem również w tej medialnej dyskusji zdjęć z zabijania z ogłuszaniem. Myślę, że wielu z tych, którzy przeciwstawiają szechitę zwyczajnemu ubojowi, gdyby naprawdę rozumiało różnicę między nimi, przestałoby jeść mięso zwierząt z regularnego uboju.

Dużo w tym wszystkim nieuczciwego operowania emocjami.

V

BEZRADNOŚĆ WOBEC ŚMIERCI

Rabin Ellis: Szechita jest zarazem jedną z najbardziej gorzkich czynności, w które trzeba się angażować. Podobnie jak przygotowywanie ciała zmarłego do pochówku. Obie mają wspólne cechy: są ważne i niezbędne. Obie łączy bliskość śmierci. Pojawiają się podobne odczucia po zakończeniu: z jednej strony, zrobienia czegoś, co należy do sfery świętości, z drugiej - bezradności w obliczu śmierci.

FŻP: Łączy je zatem konieczność: ludzie umierają i ciało człowieka musi być pochowane. Ludzie jedzą mięso zwierząt, więc zwierzę musi zostać zabite.

Rabin Ellis: Tak. I jest jeszcze coś ważnego, co różni żydowski zwyczaj pogrzebowy od zwyczajów innych narodów. Gdy człowiek umiera, judaizm wymaga natychmiastowego pogrzebu. Nie wolno zwlekać. Jednocześnie należy przestrzegać zasad szacunku dla zmarłego, a więc dla ciała zmarłego: ktoś musi cały czas być przy nim, nigdy nie może być pozostawione samotnie, nigdy nie może być nagie, nawet podczas przygotowywania do pochówku nie może być całkowicie pozbawione okrycia, a gdy już jest gotowe - musi być włożone do ziemi natychmiast. Żadnych otwartych trumien, nawet rodzina nie widzi już zmarłego, a do pochówku przygotowują go ludzie anonimowi. Jakiekolwiek ubieranie do trumny po to, aby ciało było oglądane, makijaż na twarzy zmarłego, zdjęcia - to wszystko jest interpretowane w judaizmie jako próby zaprzeczania śmierci.

W judaizmie tego nie ma. Jest fakt śmierci i trzeba stanąć przed nim otwarcie i jak najprościej. Po prostu nie można niczego udawać.

To tylko pozornie daleko posunięta analogia, ale podobnie jest właśnie z szechitą. Nie wolno zaprzeczać temu, że zadajemy zwierzęciu śmierć. Nie można zdać się na przypadek. Czyli nie można ogłuszyć zwierzęcia i myśleć, że nasze ręce są czyste od momentu, gdy ogłuszone zwierzę zostaje zabrane na taśmę w zmechanizowanej rzeźni.

FŻP: Dlatego, że pozbawiamy żywą istotę życia, na ogłuszaniu nasza etyczna sprawa z tym zwierzęciem się nie kończy?

Rabin Ellis: Tak. Bo nie oszukujmy się: ogłuszenie to przecież nie jest śmierć. Zwierzę straciło świadomość, ale to nie jest śmierć. A my, ludzie, zabijamy zwierzęta. Nie zapominajmy o tym. To jest elementem życia. I teraz, skoro tak już jest, musimy zadbać, aby nic nie przebiegało, na ile to możliwe, poza naszą kontrolą. Czyli, aby nie było zbędnego cierpienia, aby nie było niepotrzebnej brutalności. I z tego, co widziałem, z tego, czego się nauczyłem, z mojego doświadczenia, jako szocheta, wynika, że szechita jest niezwykła pod tym względem.

VI

BURZA W MEDIACH

FŻP: Na pewno zauważył pan, jaka burza rozpętała się w ciągu ostatnich tygodni w Polsce w związku z szechitą?

Rabin Ellis: To nie tylko ostatnie tygodnie. Dezorientacja istnieje od dawna i na różnych poziomach. Jest bardzo wielu ludzi, którzy kłamią, i bardzo mało prawdy obecnej w tej całej debacie. Niestety, wygląda na to, że po obu stronach ludzie próbują manipulować uczuciami innych. Nie chodzi tu o samą decyzję – zakazu szechity, ale o to, że w całym dyskursie z nią związanym za dużo jest emocji, a za mało rozsądku, za mało logiki. A te emocje są przerażające.

FŻP: Szkody wynikające z tego wszystkiego będą prawdopodobnie trudne do naprawienia na przestrzeni kolejnych miesięcy, czy nawet lat. Wypowiedziano wiele kłamstw na temat szechity. Użyto ostrych i niesprawiedliwych słów.

Rabin Ellis: Myślę, że ma to związek z brakiem zaufania do żydowskich zwyczajów i praktyk. Pamiętam, że gdy ostatni raz stosowałem szechitę, mieliśmy dziennikarza z radia, który miał nam towarzyszyć jako obserwator i zadawał wiele pytań. Zapytał też, dlaczego „wkłada pan palce w ranę? Czy dlatego, aby zwiększyć krwawienie?” Byłem zaskoczony, bo nigdy czegoś takiego nie robiłem, ani nie widziałem nikogo, kto by coś takiego stosował. Okazało się, że z takim pytaniem zetknął się wielokrotnie i przekazywał nam je jako pytanie, na które odpowiedź może interesować słuchaczy. W Polsce istnieje, niestety, tendencja do podejrzliwego wiązania Żydów z krwią.

FŻP: Nie powinno to dziwić, gdy pamiętamy, że politycy, publicyści nawet profesorowie etyki mówią wciąż o „barbarzyństwie”, „torturach”, „mękach”.

Rabin Ellis: Ta cała debata o szechicie jest bardzo niepokojąca. Wiele społeczności żydowskich obawia się, że może wywołać to efekt domina. Zakaz szechity (a w zasadzie jego utrzymanie, bo obowiązuje już od dawna), może spowodować, że inne kraje wezmą z tego przykład. Ale jest coś ważniejszego: na temat szechity powiedziano tyle kłamstw wynikających z tak ogromnej ignorancji, w dodatku ignorancji z wyboru. Na przykład to stwierdzenie o "torturowaniu zwierzęcia" ... Takie zdania nie wyrażają żadnej prawdy na temat szechity, ale mówią wiele na temat stosunku do żydowskich zwyczajów jako takich... Te wypowiedzi, artykuły, komentarze w sieci - świadczące o ignorancji, są przerażające w swoim kłamstwie.

bjad/fzp.net.pl