Przedstawiciele szwedzkiej rodziny królewskiej przyjęli pod swój dach dziewiętnastoletniego uchodźcę. Jak się okazało, nie wyszło im to na dobre, a młody przybysz nie okazał wdzięczności za okazane mu wsparcie. 

Uchodźca został przyjęty na królewski dwór przez księżną Christinę w 2010 roku. Uważany przez lata za przyjaciela rodziny, okazał się oszustem i złodziejem. Przyznał się do kradzieży drogocennych klejnotów z apartamentu księżnej wartych bagatela 850 tysięcy koron szwedzkich.

Uchodźca nie wiedząc, ile warte są w rzeczywistości klejnoty, sprzedał swój łup dwóm dilerom narkotyków za jedyne... 9 tysięcy koron. 

Oprócz tego czynu mężczyźnie postawiono inne zarzuty. Miał on wyrzucić z mostu do rzeki tiarę należącą do księżnej wartą 350 tysięcy koron, a także skraść inne dobra w tym złote bransolety, pierścienie oraz dary od byłego cesarza Etiopii - Haile Selassie.

Na trop złodzieja trafił mąż księżnej Christiny Tord Magnuson, który był swego rodzaju ojcem dla 19-letniego uchodźcy. Chłopak po pewnym czasie przyznał się do popełnionego czynu i szczegółowo opowiedział, jak udało mu się ukraść te drogocenne rzeczy i co z nimi zrobił. Do tej pory nie udało się odzyskać żadnego z przedmiotów, jednak trwają poszukiwania.

Abdi Abdulqadir Osman, bo takie jest nazwisko złodzieja przybył do Szwecji w 2010 roku, wcześniej straciwszy całą rodzinę. Przedstawiciele królewskiego dworu postanowili adoptować wtedy czternastoletniego chłopca, aby dać przykład innym obywatelom swego kraju. Jak widać, przykład okazał się aż nadto wyrazisty.

Sprawę okropnych kradzieży które dotknęły najmłodszą siostrę króla Szwecji Karola XVI Gustawa opisał szwedzki dziennik "Aftonbladet". 

emde/pl.blastingnews.com