Publiczność ma prawo wiedzieć – right to know – bo nie chodzi tylko o własne interesy Teresy Torańskiej, Adama Bielana i „Newsweeka”. Chodzi o pryncypia dziennikarskie i przyszłość naszego zawodu.

 

A wszystko poszło o wywiad Teresy Torańskiej z Adamem Bielanem, opublikowany bez autoryzacji, w tygodniku „Newsweek”. Na razie ujawniono pierwszą część, ale będzie i druga, i burza będzie jeszcze większa, bo o drugiej podobno Bielan nic nie wiedział.

 

I Bielan, i Torańska mówią, że ich wersja zdarzeń jest prawdziwa. Ale Bielan podkreśla, że on takiego wywiadu, jaki został opublikowany w „Newsweeku”, nie udzielał. Że zdania są przekręcone, powyrywane z kontekstu, i że za to Torańska „będzie się smażyć w piekle” (sic!), więc jak było naprawdę? Gdy jedno mówi A a drugie B, to oba zdania mogą być albo fałszywe, albo jedno tylko prawdziwe. Ktoś, tak czy owak, musi kłamać. Tylko kto? Sprawdźmy.

 

Wszyscy sprawozdawcy skoncentrowali się na tym, co Bielan powiedział w wywiadzie o Lechu Kaczyńskim,zapominając o drobnych czy grubszych złośliwościach Bielana wobec  Ziobro, Giertycha, czy Sikorskiego. Można powiedzieć, że czasem rozpuszczał język i nawet Torańska nie musiała go za niego ciągnąć. Gdzieniegdzie  jednak sugeruje, co chciałaby usłyszeć i zadaje pytania naprowadzające, oparte na określonym założeniu. Ten rodzaj pytań został dokładnie opisany przez brytyjskich dziennikarzy Sally Adams i Wynforda Hicksa w książce „Interviewing for journalists” (wyd. polskie „Wywiad dziennikarski”, Kraków 2007). Torańska podrzuca na przykład wątek z Wałęsą, kiedy Bielan stwierdza, że Lech Kaczyński lubił opowiadać anegdoty: - O Wałęsie? – O historii świata. Jego konikiem była na przykład dekolonizacja Afryki […] – No to co prezydent mówił o Wałęsie? – Torańska zadaje w tym miejscu pytanie jakby w ogóle nie słuchała Bielana. Ale jednak najlepszym przykładem pytania naprowadzającego lub sugerującego jest pytanie ostatnie: - A nie przyszło panu nigdy do głowy, że Leszek nie nadawał się na prezydenta? – To na inną rozmowę – odpowiada Bielan.

 

Ostatnie pytanie wywiadu w ogóle nie wynika z treści rozmowy, nie jest kontynuacją, lecz totalną zmianą porządku rozmowy. Po co zostało zadane na koniec? To nam się tylko tak wydaje, że na koniec, albowiem jest ono dokładnie w środku pomiędzy pierwszą a drugą częścią. Ma sprawić, że ugodzeni jego sensacyjnym tonem za tydzień ponownie sięgniemy do gazety, w oczekiwaniu na dalszą część rozmowy, żeby dowiedzieć się, co naprawdę powiedział Bielan. I założę się, że Bielan też nie zna odpowiedzi, i też zajrzy do tygodnika.


Czy cała rozmowa  została zmanipulowana - tak twierdzi Bielan – czy też nie?Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać. Żeby sprawdzić, czy takie pytania rzeczywiście padły, i czy Bielan powiedział to, do czego dziś nie chce się przyznać, mówiąc o wyrywaniu zdań z kontekstu, ich  przeinaczaniu, pomijaniu, skrótach, itd.

 

Pani Redaktor, Panie Doktorze, proszę nie trzymać nas w niepewności i WYŁOŻYĆ KARTY NA STÓŁ!

Apeluję do was: UJAWNIJCIE ZAPIS WASZYCH ROZMÓW.

 

Całą ich treść! Na pewno posiadacie ich wersję elektroniczną, wszak żyjemy w XXI wieku. Nie każcie nam czekać na rozstrzygnięcia sądowe. Jeżeli zarzucacie sobie wzajemnie kłamstwa, to oddajcie się pod sąd OPINII PUBLICZNEJ – czytelników, słuchaczy, widzów, dziennikarzy i polityków.

Dla przyszłych pokoleń dziennikarzy będzie to lekcja niesłychana: dowiedzą się jak się przeprowadza, a potem jak skraca, obrabia, autoryzuje czy nie autoryzuje wywiady. W razie czego udostępnimy na naszym portalu SDP.Pl miejsce na publikację TAŚMY TORAŃSKA – BIELAN.

Apeluję: zróbcie to dla WŁASNEGO dobra, wszak walczycie o PRAWDĘ, i zróbcie to dla dobra DZIENNIKARSTWA.

 

sdp.pl