Niemcy boją się nacjonalizmu – i słusznie. W początkach ubiegłego wieku pozwolili się opanować – nie po raz pierwszy zresztą– szaleństwu bezbożnego uwielbienia własnego narodu, stawiając mylnie pojęte dobro Niemców ponad wszystkie inne wartości w świecie. Otrzeźwieni klęską w II wojnie światowej, kaca po swoich zbrodniach i głupocie leczą do dziś. Z podejrzliwością patrzą na wszystkich, którzy stawiają patriotyzm narodowy ponad ideą europejską.

Niemcy mają przecież do pewnego stopnia rację. Nacjonalizm jest niebezpieczny. Łatwo może przerodzić się w bałwochwalczy kult świata, raz wiążąc się z szaleństwem rasizmu, innym razem komunizmu. Oskarżając dziś polski rząd o faszyzm lub putinizm Niemcy próbują mierzyć Polaków własną miarą. To absurdalne, ale zrozumiałe, biorąc pod uwagę ich duchową ignorancję większości: Berlin przecież nie zna Boga.

Niemcy to kraj dogłębnie zlaicyzowany. W niedzielę do kościoła chodzi zaledwie 10 proc. katolików i protestantów, a ogromna część społeczeństwa nie należy już w ogóle ani do Kościoła, ani do wspólnot chrześcijańskich. Niemcy patrzą na Polaków tak, jak muszą patrzeć na siebie: Jako na ludzi zabiegających wyłącznie o swój dobrobyt. Rozumując w tych kategoriach nie może dziwić, że ostentacyjny patriotyzm nowego rządu budzi w nich lęk.

Nasi sąsiedzi nie rozumieją jednak, czym jest dla Polaków Bóg. Nie wiedzą, że nikt niemal na prawicy nie stawia narodu ponad Chrystusem. Nacjonalizm ujęty w karby religii katolickiej przestaje być groźny. Nie może popaść w szaleństwa uwielbienia ideologii ten, kto przyjmuje co niedzielę Eucharystię albo uznaje chociaż wiodącą rolę Kościoła w życiu społecznym. A przecież polski patriotyzm jest w sposób nierozłączny powiązany z wiarą katolicką. Ręka podniesiona na Kościół jest ręką podniesioną na Polskę – mówił niedawno najważniejszy dziś polski polityk, Jarosław Kaczyński.  Różnie oceniano te słowa, nawet wśród ludzi Kościoła. Biskup Tadeusz Pieronek stwierdził na przykład, że Kościół opieki Prawa i Sprawiedliwości nie potrzebuje. Ale przecież zupełnie nie w tym rzecz, nie o opiekę idzie. Idzie o prostą i fundamentalną prawdę, którą uznaje polski obóz patriotyczny: zbawienie jest przed ojczyzną. Ta hierarchia wartości jest na polskiej prawicy niezachwiana. To lewica, odrzucając jarzmo Chrystusa, jest niebezpieczna, otwiera bowiem pole do rozwoju najdzikszych nawet i najbardziej barbarzyńskich ideologii. Widzimy, jak traktuje się na Zachodzie ludzi, także w Niemczech: masowe zabijanie nienarodzonych dzieci, eutanazje, pogarda dla słabości. W Polsce tego nie ma i dopóki rządzi tradycyjnie patriotyczna prawica nigdy nie będzie, tak samo, jak przed II wojną światową nie było u nas wielu zwolenników nieracjonalnego rasistowskiego antysemityzmu. Także przed nim Polskę uchroniła wiara w Boga.

Niemcy jednak są na tę rzeczywistość ślepi. Podejrzewają, że polski rząd, akcentując polskość przed europejskością, powiela błędy albo ich własne, którym wyraz dali w pierwszej połowie XX wieku, albo błędy putinowskie Rosji. To bzdura, ale w umysłach Niemców niezwykle głęboko zakorzeniona. Nie sądzę, by dało się to zmienić. Kto nie zna cudu wiary katolickiej ani ze swojego osobistego doświadczenia, ani z historii swojego kraju, ten tego nie pojmie. Niemcy nigdy nie zrozumieją polskiego nierozerwalnego połączenia krzyża i flagi. Z ich ignorancją będziemy musieli walczyć zawsze, gdy będziemy budować państwo narodowe i katolickie – tak, jak dziś.

 Czy wygramy? Bogu spodobało się zachować Polskę pomimo zaborów, katastrofy II wojny światowej i półwiecza komunizmu. Jeśli i dziś pozostaniemy wierni polskiej chrześcijańskiej tradycji, nie stawiając ponad Boga żadnej ze współczesnych idei, to – wierzę – wyjdziemy z tej burzy z tarczą. 

Paweł Chmielewski

<<< KUP JUŻ DZIŚ! ENCYKLOPEDIA KOŃCA ŚWIATA! WARTO! >>>