O tej historii wielu Amerykanów z pewnością wolałoby zapomnieć. 13 maja 1939 roku statek St. Louis wyruszył w kierunku Hawany na Kubie, a dalej - Miami. Na jego pokładzie była grupa 937 Żydów, którzy za sporą opłatą uciekli z coraz bardziej antysemickiej III Rzeszy. Nigdy jednak nie osiągnęli celu swojej podróży.

Po tym jak dwa tygodnie później statek dopłynął do Hawany, przez niejasne prawo dotyczące imigrantów i skorumpowanych urzędników tylko 22 Żydów mogło zejść na ląd. Statek popłynął dalej do portu w Miami.

Niestety, w pobliżu wybrzeży Florydy zatrzymała go amerykańska straż graniczna, a kapitan statku otrzymał komunikat, że nie zezwala mu się na cumowanie ani w Miami ani żadnym innym porcie USA. Decyzja o odmowie przyjęcia ponad 900 uciekających z Niemiec Żydów podjęta została przez samego prezydenta USA – Franklina Delano Roosevelta. Uznał ich za „element niepożądany”. Najbardziej obawiano się, że Żydzi będą dla budżetu Ameryki obciążeniem.

Tego samego obawiano się w Kanadzie. Kapitan statku podjął zatem decyzję o powrocie do portu w Hamburgu – na pokładzie kończyły się zapasy jedzenia i słodkiej wody. Ostatecznie Żydom, dzięki negocjacjom organizacji Joint, udało się schronić w Wielkiej Brytanii, Francji, Belgii oraz Holandii. Ocaleli tylko ci, którzy trafili do Wielkiej Brytanii. Wielu spośród pozostałych trafiło potem do komór gazowych.

dam

źródło: Historia do Rzeczy” 3/2015