Jak pisze w najnowszym tekście Wojciech Biedroń, publicysta portalu wpolityce.pl, córki rewolucji ze „Strajku kobiet” zaczynają się między sobą kłócić, zajęły się walką o wpływy oraz zwalczaniem siebie nawzajem. Można by powiedzieć nawet, że wąż zaczyna zjadać własny ogon.

W tekście Biedronia czytamy:

- radykalizm i osobliwe postaci zdominowały ten organ tak bardzo, że do głosu doszły najbardziej radykalne organizmy w lewackiej rodzinie polskiej. Efekt? Towarzystwo wzięło się za łby szybciej, niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać.

Szybko się okazało, że sympatycy i zwolennicy „Stajku kobiet”, jak Szymon Hołownia, a później kolejni mogli usłyszeć – podobnie jak PiS i konserwatyści – główne hasło protestów „Wyp...laj!”, co zdecydowanie nie przysporzyło protestowi sympatyków.

Pisała o tym „Krytyka polityczna”, wspierająca protesty:

- Dziadersom wydaje się, że „wypierdalać” to nie do nich. Że złość na ulicach dotyczy tylko polityków PiS-u. Owszem, ich również, ale wystarczyłoby posłuchać wznoszonych przez kobiety haseł i poczytać postulaty Strajku Kobiet, żeby wyprowadzić swoje nieomylne ego z błędu. Kobiety wyszły na ulice po swoje prawa, a nie po to, żeby pomóc wam wrócić do władzy lub wzmocnić tę, którą już macie.

Skrytykowano i Tomasza Lisa i marszałka Grodzkiego, i nawet Rafała Trzaskowskiego.

Po powołaniu tzw. Rady Konsultacyjnej, okazało się, że z jej składu nie jest zadowolona „Syrena”, bo wszegł na przykład Michał Boni, były agent SB, a nie weszły działaczki działające na rzecz protestów, jak na przykład ... prostytutki.

Biedroń podsumowuje całą sytuację nastęująco:

- I tak, zanim jeszcze rewolucji udało się trafić pod wszystkie strzechy, w radzie rewolucyjnej doszło do podziałów i (jak to w bolszewickich projektach bywa) do  medialnej jatki.

A wiele uczestniczek i zwolenniczek zwyczajnie poczuło się oszukanymi.

 

mp/wpolityce.pl/krytyka polityczna