W nocnym klubie dla homoseksualistów w USA doszło do strzelaniny, w której zginęło 20 osób, a ponad czterdzieści zostało rannych. 

Do strzelaniny doszło w nocy z soboty na niedzielę. Władze podają, że zdarzenie uznano za akt terroru i w wyjaśnianie sprawy zaangażowały FBI.

Według lokalnych mediów, napastnik wszedł do klubu dla homoseksualistów też przed jego zamknięciem, zastrzelił ochroniarza i zabarykadował się zakładnikami. Policja wezwała mieszkańców miasta, by trzymali się z dala od budynku. Ze względu na doniesienia o możliwym posiadaniu przez sprawę materiałów wybuchów, na początku interwencji na miejsce wysłano funkcjonariuszy z psami tropiącymi, nie odnaleziono jednak materiałów wybuchowych.

W strzelaninie pomiędzy sprawcą, a policją zginęło co najmniej 50 osób, 42 osoby trafił do szpitala. Jak potwierdziła szef lokalnej policji John Mina, sprawca również został postrzelony i zmarł.

Amerykanin pochodzenia afgańskiego, który wdarł się w nocy z soboty na niedzielę do klubu dla gejów w Orlando na Florydzie zastrzelił tam co najmniej 50 osób, a następnie zginął w wymianie ognia z policją. Pod względem liczby ofiar była to największa jak dotąd w USA zbrodnia dokonana przez pojedynczą osobę przy użyciu broni palnej.

emde/telewizjarepublika.pl