To kolejna z serii katastrof w Rosji, która ciągnie się od ładnych kilku lat.

Już w 2006 roku członek komitetu Dumy Państwowej ds. obrony gen. Nikołaj Biezborodow poinformował dziennikarzy, że około 90 proc. samolotów rosyjskich sił powietrznych eksploatuje się wyłącznie dzięki przedłużaniu resursu czyli „zdatności do użycia”. Szacował on wówczas zużycie sprzętu latającego na ponad 57 proc.

Żadnej odnowy przemysłu lotniczego jednak w ostatnich latach nie dokonano. Rosjanie popierają swój przemysł lotniczy, ale ten jest wyjątkowo niewydolny – w 2010 roku dostarczył jedynie siedem maszyn cywilnych.

 

Na początku kwietnia tego roku w sprawie dramatycznej sytuacji w lotnictwie zabrał głos sam prezydent Dmitrij Miedwiediew, gdy kazało się, że w oddanym do jego dyspozycji samolocie Tu-214 za 50 mln dolarów wystąpiły usterki. - W czasie lotu prezydenta na Tu-214 miały miejsce problemy z podwoziem. Maszyną tą lecieliśmy zaledwie kilka razy - oznajmił anonimowy przedstawiciel Kremla, którego cytował agencja RIA-Nowosti. Wówczas właśnie Miedwiediew powiedział kilka cierpkich słów pod adresem dyrektorów zakładów lotniczych: „Musicie harować ciężko, zamiast domagać się w kółko pieniędzy!”

Miedwiediew zauważył też, że od 2000 roku liczba lotnisk cywilnych w Rosji zmniejszyła się o 40 proc. - Jednak chodzi nie tylko o ilość, ale również o jakość. Infrastruktura wielu czynnych lotnisk nie odpowiada wymogom organizacji lotów – powiedział (na liście „niedoinwestowanych” lotnisk znalazło się także lotnisko w Smoleńsku). Obiecał wówczas wydatkowanie na lotnictwo cywilne do 2020 roku ponad 5 bln rubli (ponad 176 mld dolarów), w tym 470 mld RUB (16,5 mld USD) na modernizację lotnisk. Coraz bardziej jednak Rosja przegrywa z czasem – tam używa się sprzętu tak długo, aż po prostu przestaje działać. Tak było choćby z promem „Bułgaria”, który zatonął na Wołdze wraz z setką osób.

 

 PSaw/RIANowosti