Przeprowadzono właśnie badania dotyczące religijności Anglików. Mówiąc prosto z mostu: ich wyniki na ogół przerażają. Przede wszystkim dlatego, że coraz mniej osób chodzi do Kościoła. A to oznacza, że nawet jeżeli utrzymuje się wciąż wiara w Boga czy życie po śmierci, to upowszechniają się postawy nie mające niczego wspólnego z chrześcijaństwem.

Sam autor badania, Ben Clement z Uniwersytetu w Leicester wskazuje, że choć coraz mniej ludzi należy do jakiejkolwiek wspólnoty, to zarazem coraz więcej uważa się za osoby religijne. Jego zdaniem wskazuje to na pojawiający się opór względem, jak to określa, pełzającej sekularyzacji. Oczywiście, jak dobrze wiemy, podobne tendencje dotyczą nie tylko Anglii, ale także Polski. 

Niestety, z punktu widzenia Kościoła to tylko niewielka pociecha, nawet, jeżeli chodziłoby wyłącznie o pozyskiwanie ewentualnych sojuszników w walce z cywilizacją śmierci. Siłą rzeczy ci, którzy odrzucają Kościół, bedą ciążyć ku bezdennej głupocie rozmaitych herezji i synkretyzmu, porzucając prawdziwe światło Ewangelii, które przekazuje Kościół. 

Ludzie pozbawieni na własne życzenie przewodnictwa Stolicy Apostolskiej nie potrafią przeciwstawić się liberalnym kłamstwom i ulegają propagandzie przemysłu zabijania, narkotyków czy pornografii. Przyznawanie się do jakiejś mętnej wiary nie oznacza konieczne, że odrzuca się zabijanie w imię „miłosierdzia” i całą truciznę współczesnego świata skupionego na doczesności.

Są też jednak pewne powody do radości. Konkretnie: piekło.

Dziewięć lat temu tylko 26,2 proc. Anglików wierzyło w wieczne potępienie. Odsetek ten wzrósł obecnie do poziomu 28,6 proc. To wciąż mało: ale tendencja jest pozytywna. Pismo uczy, że bojaźń Boża jest początkiem mądrości. Traktując poważnie grzech i wieczną zań karę trudno żyć tak, jakby Boga nie było. I tę tendencję należy wzmocnić, podkreślając istotnie śmiertelną powagę życia ziemskiego.

Dokładnie tak, jak w niedawnym wywiadzie zalecał JE kard. Raymond Leo Burke, postulując powrót do kładzenia w ewangelizacji nacisku na grzech. Dobrze widzimy, że przesadne lub wręcz wyłączne akcentowanei miłosierdzia prowadzi na manowce. Gdy wierny nie boi się Boga, wiarę traci. Mówiąc więc przewrotnie: w piekle nadzieja. Oby był to znak powrotu do Kościoła przynajmniej niektórych.

Paweł Chmielewski