Lech Wałęsa zapewniał, że nie boi się filmu o sobie w reżyserii Andrzeja Wajdy. Co więcej, jest przekonany, że „jeśli ktoś może przybliżyć do prawdy to Wajda”. Na pytanie Olejnik, czy w filmie powinien znaleźć się wątek o podpisywaniu dokumentów SB, były prezydent stanowczo zaprzeczył: „Nigdy nie podpisałem współpracy z SB. Oni mi wtedy tego nie proponowali, ja byłem wtedy malutki a oni byli tacy butni, że mnie robotnika w 1970 roku nie potrzebowali. Nie wiem, jak bym się zachował, gdyby naprawdę mnie potrzebowali. Nikt tego nie proponował. Natomiast podpisałem te standardowe rzeczy. Nie wiedziałem, że nie można podpisać tego, że nie będę nic mówił z przesłuchania. Był taki kwit na przykład, że nie mam broni”. Zapewniał, że mówienie o współpracy w jego przypadku jest nielogiczne, bo ani bezpieka nie chciała, ani on nigdy by się nie zgodził.

Wałęsa odniósł się także do zarzutów, że to on rozwiązał rząd Olszewskiego, ponieważ bał się dokumentów bezpieki nt. Współpracy z SB. - Jak można było próbować wprowadzić taką destabilizację? Nie ma ordynacji wyborczej, żadnego przygotowania, zgody, kiedy wybory... I uderzać w prezydenta, w marszałka Sejmu, Senatu? To, co miało być, gdyby im się to udało? W tamtym czasie nie było wyboru - trzeba było zatrzymać szaleńców, którzy nie wiedzą, co robią. Groziła nam naprawdę wojna domowa - tłumaczył.

Były prezydent nie jest zrażony protestami, które odbyły się 4 czerwca pod jego domem. Wręcz przeciwnie – jego zdaniem oznacza to, że jeszcze coś znaczy. - Przy innych nie robią tych demonstracji. To znaczy, że trafiam, że jestem silny, bo słabym się tego nie robi. Cieszy mnie to, że coś znaczę, że przeszkadzam wielu. Ja wytrwam w swojej koncepcji budowania spokojnie i mądrze Polski - skonstatował.

eMBe/TVN24/Dziennik.pl