Były prezydent Lech Wałęsa wyjaśnił, dlaczego chce skonfrontować się z tymi, którzy oskarżają go o współpracę z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa. Wałęsa skierował już do Instytutu Pamięci Narodowej pismo w tej sprawie, domagając się debaty. Były działacz "Solidarności" nie chce zaakceptować, że nazywa się go TW "Bolkiem". Planuje wyjaśnić, jak to z SB w rzeczywistości było.

"Zwracam się z uprzejmą prośbą do gdańskiego oddziału IPN o zorganizowanie spotkania udzielających się publicznie pisarzy i ekspertów od tzw. Bolka (tj. ok. 10-15 osób w tym reżyser Braun) ze mną i otwartą nagrywaną dyskusję. Warunkiem jedynym jaki stawiam to: po każdym zadanym pytaniu, czy wypowiedzi będę miał możliwość odniesienia się do słów rozmówcy i odpowiedzi. Czekam na termin takiego spotkania" - napisał Wałęsa w piśmie do IPN.

Były prezydent wskazał też, dlaczego podjął taką decyzję. Za wszystko odpowiadają... "dwie gówniary sprzed kościoła".

"Otóż wychodzę z kościoła, dobiegają do mnie dwie dziewczynki. Jedna ma mikrofon, a druga zadaje mi pytanie: "Jak pan się czuje w kościele jako współpracownik i agent, kablujący na swoich kolegów?". I to mnie wkurzyło maksymalnie i mówię: "Wy gówniarze, to przecież nie tak, ja nic nie mam wspólnego z tymi oskarżeniami". I w związku z tym postanowiłem, mimo wszystko - jeszcze raz zawalczę z wami. I stąd zapraszam największych moich wrogów, niech przyjdą ze swoimi argumentami" - wyjaśnił Wałęsa. 

"Podstawili gówniarzy. Ale dałem się po raz pierwszy zaskoczyć - taka bezczelność, wychodząc z kościoła. Przyciśnięto mnie już tak, że nie daruję. Wkurzyłem się na te gówniary i pomyślałem, że coś trzeba zrobić. Prawdę mam w kieszeni, a oni mi tu kłamstwa zarzucają" - stwierdził.

wbw