Wałęsa przy okazji wyjazdu na kanonizację umówił sobie „spotkanie kontraktowe z wielkimi właścicielami środków produkcji z Ameryki”. Szampan lał się do kieliszków, a pieniądze zapewne na konto. 

-Płacą ci, którzy zapraszają, no przecież nie ja – tłumaczył Wałęsa. Za podobne „wykłady” były prezydent bierze nawet 50 tys. zł. 

Jak informuje „Fakt” było to spotkanie służbowe. Co więcej nawet kiedy zapowiadał swój wyjazd do Watykanu, nie próbował ukryć, że lecąc do Stolicy Piotrowej, zamierza zarobić. Zapytany przez dziennikarkę o to, czy i po co jedzie do Rzymu, szczerze odpowiedział:

– Tak, ale tam też mam zaproszenie Amerykanów, wielkich właścicieli środków produkcji, mam spotkanie kontraktowe przy okazji – mówił na antenie TVN24. Dziennikarka zaczęła dopytywać, co to konkretnie oznacza. – Zakontraktowane, umówione, kto płaci, za ile, za co płaci, no wie pani, kontrakt na tym polega – cierpliwie tłumaczył Wałęsa, dodając, że płacą Amerykanie.

Jak czytamy w artykule w ciągu roku dzięki zagranicznym kontraktom były prezydent zarabia 1,2 miliona złotych. A to niejedyne źródło dochodu Wałęsy. Bo jako były prezydent otrzymuje co miesiąc 4 tys. zł emerytury należnej byłej głowie państwa. Na tym nie koniec przywilejów. W czasie pobytu w Polsce Wałęsa ma też do dyspozycji limuzynę BOR wraz z ochroną. Do tego dochodzą publiczne pieniądze na prowadzenie biura byłego prezydenta.

Trzeba przyznać były prezydent wie gdzie można dobrze zarobić. Pytanie tylko czy wie, że pieniądz może stać się bożkiem...

Ab/fakt.pl