W ostatnią sobotę przed warszawskim Pałacem Kultury i Nauki demonstrowali aktorzy. Formalnie to nowa odsłona walki z kaczyzmem, w rzeczywistości walka o pieniądze.

Bohaterem tego protestu okazał się już były dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu, a dziś poseł Nowoczesnej Krzysztof Mieszkowski. Ten sam, który doprowadził ów teatr na skraj bankructwa, w 2014 roku pojawiła się realna groźba odcięcia prądu ze względu na zaległości płatnicze wobec PGE. Wówczas za zwolnieniem z pracy dyr. Mieszkowskiego opowiadał się zarząd województwa dolnośląskiego pod przewodnictwem SLD i PO.

Mieszkowskiego bronił min. Krystian Lupa, wybitny reżyser teatralny, któremu sypiący się finansowo Teatr zapłacił 170 tys za premierę sztuki. Aktorzy Teatru Polskiego we Wrocławiu w reakcji na postulaty zatrudnienia profesjonalnego managera, który uporządkowałby finanse, reagowali protestem: "Teatr to nie produkt". Innymi słowy: tam gdzie są pieniądze publiczne, należy uznać prymat sztuki nad pieniędzmi, zaś gdy pojawiają się prywatne gaże, tam one decydują. Te pierwsze to środki Ministerstwa Kultury i Województwa dotujące Teatr, te drugie to zapłata dla Krystiana Lupy za premierę. Ministerstwo powinno dawać pieniądze bo sztuka jest najważniejsza. Krystian Lupa powinien otrzymać sowicie płatny kontrakt, bo cóż, sztuka sztuką, ale jemu to się należy.

Aktor Jacek Poniedziałek odczytał w Bazylei na scenie teatru protest przeciwko kaczystowskiej dyktaturze ingerującej w sztukę. Chodziło min. o zawieszenie spektaklu "Śmierć i dziewczyna", którego wystawienie za publiczne pieniądze na scenie Teatru Polskiego we Wrocławiu miało obejmować występ aktorów porno w scenie, która pozwoliłaby na zademonstrowanie ich umiejętności. Jacek Poniedziałek nie wie najwyraźniej, że w Szwajcarii teatry finansowane ze środków publicznych muszą mieć zgodę władz miast lub kantonów na wystawianie poszczególnych sztuk, zgodnie z prostą zasadą: ten kto finansuje może mieć wpływ na to co finansuje. W komuniźmie nie było alternatywy, stąd ówczesne protesty były uzasadnione, dziś nie brakuje w Polsce teatrów prywatnych, nie ma więc żadnego kneblowania sztuki. Jeśli "Śmierć i dziewczyna" w wersji porno to tak dobra sztuka, nie powinno być problemu, aby znalazł się teatr prywatny chcący to wystawić i dobrze na tym zarobić.

Bohaterką wczorajszego protestu aktorów była także Krystyna Janda. Prowadzi w Warszawie dwa prywatne teatry, wobec których Ministerstwo Kultury we władzy kaczystowskich siepaczy dopuściło się zbrodni: zmniejszyło roczne dotacje z 2 milionów do 150 tysięcy zł. Naturalnie protest Pani Krystyny nie ma z tym związku, wszak chodzi jedynie o obronę niezależności sztuki.

Pojawiały się hasła porównujące działania PIS ze stanem wojennym. Skoro tak, to może by tak bojkot: aktorzy rezygnują z pracy w państowych teatrach i nie grają w produkcjach TVP. Jak to, brak chętnych? Niemożliwe ... przecież w stanie wojennym tak zrobiono?

W Polsce funkcjonuje przeszło 100 teatrów dramatycznych, zdecydowana większość to teatry państwowe średnio w 65% finansowane ze środków publicznych przez Ministerstwo Kultury i samorządy wojewódzkie. Model Teatru Współczesnego z Warszawy jest tu dość typowy: 40 zatrudnionych na etat aktorów oraz dodatkowo 60 etatów obejmujących: administrację, 4 strażaków, 5 portierów, 8 maszynistów, 4 garderobiane, dwie perukarki, kierowcę, bufetową i gońca (dane z 2012 roku). Dla teatru prywatnego, który musi zbilansować budżet, to całkowita abstrakcja. Świetnie radzący sobie w Warszawie prywatny Teatr Kamienica prowadzony przez Emiliana Kamińskiego, aby zarobić poza wystawianiem sztuk prowadzi restaurację (w której widzowie mogą porozmawiać z aktorami), wynajmuje też sale teatralne na komercyjne imprezy. I daje radę, bez wielomilionowych dotacji pochodzących z pieniędzy publicznych. Nic dziwnego, że w proteście aktorów Emiliana Kamińskiego nie było, on bowiem nie uważa że coś mu się należy, ale sam skutecznie swój teatr prowadzi. Oby takich więcej.

Istota owego aktorskiego protestu jest niezmiernie i banalnie oczywista. Chodzi o to, aby kaczyści pozostawili środowiska teatralne w spokoju nie przestając płacić kilkuset milionów rocznie na państwowe teatry. Aby Krystian Lupa i jego koledzy dalej dostawali po kilkaset tysięcy za nowe sztuki, oczywiście z pieniędzy publicznych, bo żaden komercyjny właściciel teatru nawet gdyby było go stać, nigdy tyle nie zapłaci. Aby na kolejnych festiwalach filmowych dalej zwyciężały dziś już słabe dzieła Andrzeja Wajdy, pokonując genialne debiuty filmowe takiej jak "Ostatnia rodzina" Matuszyńskiego lub monumentalny i odważny "Wołyń" Smarzowskiego.

Podobnie jak w wielu innych środowiskach zawodowych, lobby aktorsko-teatralne działa w interesie przede wszystkim swoich przywódców, pozostawiając ochłapy dla wiernie ich broniących drugoligowców. Owe dziesiątki etatów za 2500 zł brutto w państwowych teatrach to jedyne na co mogą liczyć aktorzy mniej znani. Rozwój teatrów prywatnych, filmy kręcone za pieniądze sponsorów - to już się dzieje. Im ich więcej, tym większe możliwości pracy dla aktorów, którzy dotąd nie wybili się często nie z braku talentu, lecz słabszej pozycji w środowisku. A to środowisko dotąd funkcjonowało głównie dzięki pieniądzom publicznym i stworzyło Towarzystwo Wzajemnej Adoracji (TWA- po angielsku: Ti Dablju Ej) przerażone koniecznością realnego konkurowania o widza. Co więcej owo rządzące TWA to ludzie znacznie bliżsi dawnej Unii Wolności i późniejszej PO, niż prawicy, a skoro są dalej tak wpływowi to szeregowi aktorzy bojąc się wychylić i stracić możliwości zarobkowe, stają w pierwszym szeregu antykaczystowskich protestów.

PIS może łatwo rozbić tę chorą i w istocie niewolniczą strukturę, sponsorując wielkie produkcje wspierające politykę historyczną. To już się dzieje, powstał serial Wyklęci, planowany jest wielki kostiumowy o złotym wieku Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Drugi krok to radykalna reforma finansowania teatrów, struktury, która dotąd stanowi czysty PRL. Jedno i drugie powinno zmniejszyć niewolniczą relację TWA kontra biedacy. A protesty ... cóż, wystarczy poczytać komentarze pod wczorajszymi informacjami o tej akcji "nie oddamy wam kultury" - niemal 100% głosów nie zostawia suchej nitki nad pazernymi artystami, zaś najlepsza odpowiedź to: "ależ my jej od was nie chcemy".

MaSZ/naszeblogi.pl