Michał Szułdrzyński napisał, że wycofanie się Schetyny jest swoistą klęską Tuska ponieważ nie będzie on mógł wyglądać dobrze na tle pokonanego wroga, równocześnie Gowin będzie się wydawał silniejszy niż jest w rzeczywistości. Jak pan ocenia konwencję krajową PO?

Nie zgadzam się z tą opinią. Moim zdaniem Schetyna być może już się z Tuskiem dogadał, albo bardzo by się chciał dogadać. To mnie trochę dziwi, Schetyna okazał się po prostu miękkim graczem politycznym. Moim zdaniem on był w sytuacji, w której mógł jeszcze wykorzystać różne swoje atuty – w tym lokalne i zrobić zamach na Tuska. Oczywiście w sensie zamachu na pozycję lidera. Natomiast taka deklaracja, jaką złożył publicznie, będzie odczytana przez wszystkich jako podkulenie ogona i poddanie się najsilniejszemu w stadzie. Zdaniem Schetyny oczywiście, bo moim zdaniem już niekoniecznie. Dla polityka to jest ustawianie się w bardzo niezręcznej sytuacji, ponieważ utrudni ona przyszłe działania. Teraz nawet przez swoich potencjalnych sprzymierzeńców będzie postrzegany jako słaby. Nie odebrałem zachowania Schetyny jako taktycznego posunięcia, tylko jako próbę ostatecznego zakończenia, czy załagodzenia konfliktu i powiedzenia: "Donek, ty tu jesteś szefem, zrób co chcesz."

To będzie skuteczne zagranie?

Jak znam Donalda Tuska, to nawet jeśli nastąpi jakieś uspokojenie wzajemnych relacji między oboma panami wynikające z działania Schetyny, to Tusk w pierwszym możliwym momencie Schetynę wykończy całkowicie czując, że on jest słaby. Bo Tusk jest po prostu takim człowiekiem. Tutaj nie ma mowy o żadnych odruchach wdzięczności, współczucia. Odruchu, że skoro wróg się poddaje to udzielimy mu pardonu. Tusk jest zawodnikiem walczącym bez pardonu. Dla Schetyny źle się to skończy.

A co z Gowinem?

Jeśli chodzi o Gowina to nie mam wrażenia, żeby wiązał on swoją przeszłość z Platformą Obywatelską. Wszystko co robił na tej konwencji było przygotowaniem gruntu pod własny projekt polityczny. Być może w jakimś sojuszu bardzo bliskim z Wiplerem. Kandydowanie na przewodniczącego, kampaniam która się z tym będzie wiązać, wszystkie przemówienia, wystąpienia temu będą służyć. Oczywiście Gowin w konkursie na lidera PO szans nie ma, natomiast to jest bardzo dobry sposób i bardzo dobra trybuna, żeby dotrzeć do potencjalnych dysydentów w PO.

Co ta konwencja krajowa PO może oznaczać?

Dla Polski?

Tak.

Nic. Kompletnie nic. Na tej konwencji wszystko było bardzo przewidywalne, nie było w tym żadnego żaru, nie było w tym żadnego ognia. Były wręcz momenty kuriozalne. Zwróciłem uwagę na ten fragment przemówienia Tuska, kiedy roztkliwiał się on na losem górników dołowych i mówił, że jeśli ktoś jest przeciwny przywilejom, jakie oni mają, to niech zjedzie na dół. Ewidentne gonienie w piętkę i kiwanie się od ściany do ściany. Wszyscy pamiętamy Tuska, który mówił, że żadnych przywilejów nie będzie i wszyscy będą traktowani tak samo. Nawiasem mówiąc, jestem zdania, że rozprawienie się z bardzo rozwiniętymi przywilejami górniczymi to jest coś za co by można ewentualnie Tuskowi być wdzięcznym. Natomiast tutaj się z tego wycofał tymi niepoważnymi deklaracjami. To jest żenujące.

A dla partii co ta konwencja oznacza?

W sumie raczej niewiele. W tym sensie, że nie zmienia to schodzącego kursu PO. Ta konwencja nie może być traktowana jako jakakolwiek skuteczna próba sanacji sytuacji w PO. Moim zdaniem i całkiem sporej liczby działaczy samej PO, to Tusk jest obciążeniem. To, że prawdopodobnie wygra i to wygra bezkonkurencyjnie, bo za konkurencję trudno uznawać Gowina, ma małe znacznie. W PO trwa mentalna sytuację, w której wszyscy się trzymają kapitana, mimo że kapitan wprowadził nas na górę lodową, a statek tonie. Potwierdza to niestety, że dwie główne partie na polskiej scenie politycznej są partiami w ogromnej mierze wodzowskimi, które bez tych liderów nie istnieją. To zawsze jest sytuacja z gruntu nienormalna, bo partia się powinna opierać nie na osobie, ale na programie.

Rozmawiał Tomasz Rowiński