W obliczu epidemii koronawirusa Polski Episkopat wydał zalecenia, aby w kościołach sprawowano więcej Mszy niedzielnych. Dzięki temu w jednym czasie w świątyniach będzie mniej osób, co pozwoli wiernym na zachowanie wobec siebie bezpiecznych odległości w czasie liturgii. Biskupi udzielają też będącym pod swoją władzą wiernym dyspensy od pierwszego przykazania kościelnego, mówiącego o obowiązku uczestnictwa w niedzielnej Eucharystii. Te środki bezpieczeństwa jednak jeszcze bardziej rozwścieczają lewicę, której przedstawiciele żądają zamykania kościołów. Zdaje się, że w epidemii koronawirusa widzą oni dla siebie pole do walki z Kościołem i chrześcijaństwem.

Sprawę na łamach „Super Espressu” skomentował publicysta Łukasz Warzecha. Przywołuje on klasyczny film grozy, „Egzorcystę”, gdzie opętana dziewczynka wstrętem reaguje na chrześcijańskie symbole. Tak samo, jak pisze, reaguje lewica.

-„Coś takiego dzieje się właśnie przy okazji epidemii COVID-19. Episkopat zaapelował do proboszczów, aby „rozrzedzili” wiernych, poprzez odprawianie większej liczby mszy świętych. Lewica zareagowała wściekłością. Nagle okazało się, że największym problemem nie jest jej ukochany transport publiczny, w którym ludzie wciąż tłoczą się jak śledzie w puszkach, a o infekcję łatwo jak o durną wypowiedź Sylwii Spurek; nie są nim centra handlowe; nie są nim też urzędy, w których trzeba swoje odstać – największym problemem okazują się kościoły, w których raz w tygodni wierni mogą się zebrać na nabożeństwie” – pisze Warzecha.

Podkreśla, że jak zawsze w takich sytuacjach, najgłośniej krzyczą ci, którzy z Kościołem nie mają nic wspólnego i do niego zwyczajnie nie chodzą. Odnosząc się do powtarzanych stwierdzeń typu: „niech wierni modlą się w domu”, publicysta podkreśla, że ich autorzy po prostu nie rozumieją czym dla wierzących jest Ofiara Eucharystyczna, która całkowicie różni się od prywatnej modlitwy.

-„ Otóż – nie, rezygnacja z niedzielnej mszy to najgorsze, co mogłoby się stać – choć może w którymś momencie i do tego dojdzie. Na razie polski Episkopat zachował się najracjonalniej jak można. Zalecenie, aby zwiększyć liczbę mszy jest rozsądne. Zagrożenie w kościele – wobec powtarzanych przez księży rekomendacji, dotyczących między innymi zachowania odległości – nie jest z pewnością większe niż w autobusie, metrze czy pociągu. Zarazem dla każdego, kto nie wyznaje tępego, lewicowego materializmu – choćby i nie był wierzący – jest jasne, że jeśli otwarte kościoły i msza są potrzebne, to najbardziej właśnie w takim momencie jak teraz” – uzasadnia swoje stanowisko dziennikarz.

kak/ se.pl