Oto metoda rządzących na dowiedzenie nam, że jest wspaniale. Zawsze można porównać sytuację do czasów sprzed lat 20, 40 albo 150. Zawsze można też powiedzieć, że czegoś mogło nie być w ogóle, a przecież jest. Tyle że to argumentacja dziecinna, maskująca przykrą prawdę o bagnie, w jakie stacza się kraj niemal 23 lata po wyjściu z komunizmu.


Porównania z osiągnięciami II Rzeczpospolitej są oklepane, ale przez to nie tracą wyrazistości i nie stają się mniej porażające. II RP nie była wcale – wbrew idealistycznym obrazom – krajem powszechnej zgody, bezprzykładnych rządów prawa czy zerowej korupcji. Miała mnóstwo wad. Ale w  czasie krótszym niż ten, który minął do dziś od upadku komunizmu, udało się połączyć sieci kolejowe z trzech zaborów i zorganizować nowoczesną oraz punktualną kolej, udało się zbudować praktycznie od zera nowoczesny port w Gdyni czy rozwinąć Górnośląski Okręg Przemysłowy. Udało się umocnić złotówkę i przetrwać wielki kryzys. To konkretne osiągnięcia. III RP nie może się pochwalić niczym takim.


Jest wręcz przeciwnie – mamy coraz więcej powodów do wstydu. Naczelnym powodem jest katastrofa smoleńska. Niemal dwa lata temu Polska straciła w niej najważniejszych urzędników państwowych. I co? I nic. Wrak samolotu gnije nadal pod Smoleńskiem, a polski rząd albo nie może, albo nie chce niczego w tej sprawie zrobić, zawalając wszystko na formalnie niezawisłą prokuraturę. Raport rządowej komisji to kpina. Nadal nie mamy w Polsce broni oficerów BOR czy telefonów komórkowych najważniejszych dowódców wojska. Nasza wiedza o wydarzeniach okazuje się albo fałszywa, albo tak nikła, że niczego nie wyjaśnia. Państwo zdało egzamin? Tak, w transporcie zwłok i organizowaniu pogrzebów.


A inne sprawy? Weźmy choćby najnowszy raport ONZ na temat e-government, czyli roli sieci w zarządzaniu państwem. W 2008 r. byliśmy na 33. miejscu, a dziś jesteśmy na 47. Wy-przedzają nas Litwa, Słowacja, Rosja, a nawet – uwaga, uwaga! – Kazachstan. Raport wyróżnia Polskę jedynie za to, że oficjele korzystają chętnie z serwisów społecznościowych. Jasne – zwłaszcza posłowie za pomocą kupionych za pieniądze podatników iPadów. Sporo punktów w tej dziedzinie nabił nam zapewne osobiście minister Sikorski (on akurat woli Blackberry).


Drogi? Czterech różnych zarządców i kompletny chaos. Są pieniądze na trzy tysiące nowych fotoradarów, bo dzięki temu do budżetu spłynie okrągła sumka. Ale nie ma na to, żeby opłacić oświetlenie na tych odcinkach dróg krajowych, które przechodzą przez gminy. Państwo tak zapamiętale dba o bezpieczeństwo kierowców, że zwaliło rachunki za światło na gminy, te zaś nie mają pieniędzy. Wskutek tego na skrzyżowaniach i rozjazdach jest ciemno. Ale kto by się przejmował. Ważne, że będzie można skasować zmotoryzowanych na półtora miliarda za przekraczanie prędkości. Ratunkiem na Euro 2012 jest nowelizacja ustawy o drogach, pozwalająca otwierać je w stanie „przejezdności”. Nie trzeba mówić, jak wielka to kompromitacja.

 

Kolej? Dziesiątki spółek, a w nich setki dyrektorskich stanowisk do obsadzenia. I gwarantowany chaos oraz maksymalne rozmycie odpowiedzialności. Polska kolej to lata 70. XX wieku. Kolejne miliardy nie służą tak naprawdę jej unowocześnianiu, a jedynie rozpaczliwym próbom utrzymania stanu używalności. Lekarstwem na problemy jest zamykanie kolejnych linii. Jeżeli za jakiś czas po polskich torach faktycznie pojadą pociągi Pendolino (w co coraz trudniej uwierzyć), to będzie to tak, jakby w walącej się kamienicy bez kanalizacji odmalować okna.


To infrastruktura. A sprawy symboliczne, ale nie mniej ważne? Z wielkim trudem i op-rami toczą się procesy oskarżonych o komunistyczne zbrodnie. Większość spośród nich – z generałem Wojciechem Jaruzelskim na czele – nie została i już pewnie nie zostanie ukarana. Podczas gdy celebrytów sądy nagradzają odszkodowaniami idącymi w setki tysięcy złotych za rzekome naruszenia ich drogocennej prywatności, ofiary represji dostają po kilka tysięcy, a to też tylko, gdy mają wyjątkowe szczęście. Polska jest państwem ufundowanym na niesprawiedliwości.


Zresztą ta zwykła sprawiedliwość też średnio sobie radzi. Wystarczy przeszukać byle ar-chiwum prasowe, żeby znaleźć dziesiątki przykładów. Ale po co szukać, skoro wystarczy przypomnieć sobie sprawę warszawskiego podpalacza samochodów, który nie tylko wyszedł na wolność – choć podpalał dwukrotnie – ale jeszcze przez życzliwy sąd został poinformowany o nazwisku świadka, za sprawą którego go zidentyfikowano.
Jako że budżet jest w potrzebie, aparat skarbowy czyha na każde nasze potknięcie. Urzędnicy może są grzeczniejsi, ale bardzo grzecznie zinterpretują każdą pomyłkę na naszą niekorzyść. Biada, jeśli ktoś jest uczciwym przedsiębiorcą, nie mającym w kieszeni żadnego Mira albo Zbycha. Skarbówka doskonale wie, kogo może molestować, a kogo jej nie wolno tykać.


Przedszkola? Szkoły? Tych pierwszych brakuje, a jeśli są, to coraz droższe. Tych drugich jest coraz mniej, a rząd planuje zamknięcie dobrze ponad tysiąca z nich.


Wymieniać można by jeszcze długo. Nie ma dziedziny, gdzie Polsce po 23 latach od upadku komuny można by wystawić ocenę bardzo dobrą, a może nawet dobrą. I nie jest to żadne „narzekactwo”, ale spojrzenie prawdzie w oczy. Nie pomoże powtarzanie „oj tam, oj tam” i maskowanie wyrw coraz bardziej oderwaną od rzeczywistości propagandą. Jesteśmy w bagnie i wsiąkamy w nie coraz szybciej.

 

fakt.pl