Portal Fronda.pl: Ukraiński parlament przyjął poprawkę do konstytucji dotyczącą decentralizacji władzy oraz przyznającą specjalny status terenom zagarniętym przez Rosjan. W efekcie przed budynkiem parlamentu wybuchł granat, raniąc około 100 osób, kilka zabijając. W mediach mówi się, że to przejaw niezadowolenia nacjonalistów.  

Witold Waszczykowski, PiS: Demonstrowali tam głównie zwolennicy nacjonalistycznej partii „Swoboda”, która zajmuje twarde stanowisko, nie chcąc doprowadzić do jakiejkolwiek zmiany ustroju Ukrainy. Kijów został jednak zobowiązany porozumieniem „Mińsk 2” do przeprowadzenia decentralizacji ustroju terytorialnego. Podkreślam – decentralizacji, wzorowanej trochę na polskiej reformie samorządowej, a nie federalizacji, której chcieli Rosjanie. Moskwa oczekiwała doprowadzenia do tego, by poszczególne regiony Ukrainy miały bardzo dużą autonomię i w zasadzie przestały zależeć od władzy centralnej w Kijowie. Na to nie było zgody i zdecydowano jedynie o reformie samorządowej, częściowo na wzór Polski, która nie będzie zagrażać jedności państwa i terytorium ukraińskiego. Widać jednak, że nawet tego typu reformy są nie do przyjęcia dla pewnej bardzo nacjonalistycznie ukierunkowanej części społeczeństwa.

Czy zamach może być w interesie Moskwy, choćby po to, by zdestabilizować sytuację polityczną Ukrainy?

Na razie, oczywiście, nie wiemy, kto za tym stoi. Oceniam jedynie po zdjęciach sprzed parlamentu pokazywanych w mediach, gdzie widać wiele flag „Swobody”. Czy atak inspirował ktoś jeszcze – trudno teraz powiedzieć. Ci, którzy demonstrowali, byli przeciwni reformom. Nie byli to więc zwolennicy porozumienia z Rosją, bynajmniej. Niełatwo dopatrzeć się logicznego połączenia tego ataku z Rosjanami. Z drugiej strony Moskwa, czy też rebelianci, może stać za wieloma zadymami, po to tylko, by jeszcze bardziej zdestabilizować sytuację. Należy poczekać na oficjalne oświadczenie partii „Swoboda”: czy bierze odpowiedzialność za to, co się stało, czy będzie zrzucać winę na jakichś prowokatorów.

Jest więc jeszcze za wcześnie by przewidywać ewentualne konsekwencje polityczne tego wydarzenia?

Tak, trochę za wcześnie. Separując jednak od tego wydarzenia: jest oczywiste, że Rosjanie, którzy nie byli w stanie doprowadzić do załamania na Ukrainie poprzez rebelię, będą próbowali wywoływać różne antyrządowe zamieszki. Jest oczywiste, że ich celem jest doprowadzenie do jakiegoś „antymajdanu”, który zrzuciłby z foteli władze demokratyczne, wprowadzając ponownie władze prorosyjskie. Trudno jednak na razie powiedzieć, czy za tymi konkretnymi wydarzeniami stoją jacyś rosyjscy prowokatorzy.

Na koniec wrócę jeszcze do samych zmian przyjętych przez ukraiński parlament. Mówił już pan minister, że decentralizacja nie jest zagrożeniem dla jedności Ukrainy. A co ze specjalnym statusem dla terytoriów zagarniętych przez tak zwanych separatystów? Czy to ustępstwo ma jakieś znaczenie praktyczne?

Praktycznego znaczenia nie. W tej chwili Ukraina i tak nie ma możliwości kontrolowania tych terenów. Jest to wyjście naprzeciw żądaniom rebeliantów, których legitymizował „Mińsk 2”. To porozumienie dopuściło rebeliantów do stołu obrad, czyniąc ich stroną umowy. W związku z tym Ukraina musiała uznać status faktyczny, jaki istnieje na tych terenach. Co dalej jednak – nie wiadomo. 

Dziękuję za rozmowę.

Paweł Chmielewski