Mówi się, że „Solidarność” była ruchem wielonurtowym, tworzonym przez ludzi z różnymi pomysłami na Polskę. Jasne, ale o tym przekonywaliśmy się w kolejnych latach, obserwując obrady Okrągłego Stołu, stopniową radykalizację „Gazety Wyborczej” i kariery polityków III RP. W 1981 r. podziemie wołało jednym głosem: „Bóg, Honor, Ojczyzna!”. Dzisiejsi antyklerykałowie chętnie chronili się w kościołach. Wszyscy mówili o wojnie polsko-jaruzelskiej, pocieszali się, że „WRON-a orła nie pokona” i cytowali słowa Zbigniewa Herberta o „pogardzie dla szpiclów katów tchórzy”. Dzisiejszy PiS jest formacją polityczną, która zachowała ciągłość wobec tej tradycji, podczas gdy większość środowisk postsolidarnościowych jawnie z nią zerwała.


Być może beneficjenci III RP już w epoce stanu wojennego planowali układ z komunistami, ale niech nie wmawiają nam, że ówczesne podziemie było przestrzenią jakiejś „debaty publicznej”, w której otwarcie głosili swe oportunistyczne poglądy. Jeśli rzeczywiście już wtedy marzyli o Polsce jako raju skorumpowanej władzy, oligarchów i byłych esbeków, to dobrze się kryli za sutannami księży, biało-czerwonymi sztandarami i świętymi obrazami.


Kiedy Jaruzel ogłaszał stan wojenny, miałem 9 lat. Należę więc do pokolenia, do którego w sposób szczególny kierowany był komunikat prezentera TVP o tym, że „nie będzie teleranka”. Ale wtedy, 13 grudnia 1981 r., teleranek mało mnie obchodził. Zdecydowanie bardziej interesowały mnie długie rozmowy dorosłych, świece płonące w oknach i czołgi okupanta na ulicach. Tylko raz usłyszałem wówczas wypowiedź niuansującą motywy generała. Jej autorem był znajomy nauczyciel, członek PZPR. Dopiero w połowie lat 90. dylematy w rodzaju „Chciał czy musiał?” weszły do szerszego obiegu.


Doskonale pamiętam za to kazanie ks. Jerzego Popiełuszki z października 1982 r.: „Gdyby większość Polaków w obecnej sytuacji wkroczyła na drogę prawdy, gdyby ta większość nie zapominała, co było dla niej prawdą jeszcze przed niespełna rokiem, stalibyśmy się narodem wolnym duchowo już teraz. A wolność zewnętrzna czy polityczna musiałaby przyjść prędzej czy później jako konsekwencja tej wolności ducha i wierności prawdzie”.


Te słowa znów są boleśnie aktualne.

 

eMBe/WojciechWencelBlog