Angela Merkel przekonywała niemieckich przedsiębiorców, że przyjmowanie uchodźców w dłuższej perspektywie opłaci się niemieckiej gospodarce.

Niemiecka kanclerz robi wszystko, by ostatkami sił ratować realizowaną przez siebie politykę imigracyjną. Na ostatnim spotkaniu z przedstawicielami wielkich niemieckich firm takih jak DHL, Siemens, czy Daimler apelowała do przedsiębiorców, by zatrudniali azylantów i przekonywała, że wszystkim się to opłaci. 

Faktem jest, że Niemcy stoją obecnie w obliczu jednego istotnego z punktu widzenia gospodarki problemu - niedoboru wykwalifikowanych pracowników w wieku produkcyjnym. Według prognoz liczba takich osób w Niemczech ma spaść aż o 6 milionów w ciągu kolejnych 15 lat. 

Angela Merkel zapewniała przedstawicieli niemieckich firm, że w związku z tym przybycie imigrantów do ich kraju nie jest zagrożeniem, ale wielką szansą, czy wręcz błogosławieństwem. 

Odwołując się do poczucia odpowiedzialności społecznej, Merkel przekonywała również, że praca pozwoli imigrantom lepiej się zintegrować z nowym środowiskiem. 

Mimo szczytnych idei przedsiębiorcy odpowiedzieli pragmatyzmem i na spotkaniu w Berlinie stwierdzili, że mają związane ręce przez przeszkody takie jak nieznajomość języka wśród imigrantów, brak kwalifikacji, czy też niejasny status. Przez biurokratyczne procedury wielu z nich wciąż nie ma statusu azylanta. 

Mimo wszystko wiele firm ma ochotę na wprowadzenie długofalowych programów kształcących dla imigrantów, które pozwoliłyby im nabyć umiejętności zawodowe. 

Wszystko pięknie, ładnie, ale czy Merkel i niemieccy przedsiębiorcy zadali sobie jedno ważne pytanie - czy imigranci w ogóle tej pracy chcą? Może wielu z nich wolałoby zasiłek?

emde