Do prasy rosyjskiej przedostała się informacja o wielkiej bójce, do jakiej doszło pomiędzy żołnierzami piechoty górskiej pochodzenia rosyjskiego i czeczeńskiego. Przy tej okazji wyszły również na jaw coraz bardziej pogłębiające się niesnaski na tle narodowościowym w jednostkach wojskowych w rejonie Północnego Kaukazu.

Bójka miała miejsce 23 lutego br. w jednostce wojskowej numer 16544 w rejonie wsi Borzoj w Czeczenii, ale dopiero teraz informacja o niej dotarła do mediów. W starciu wzięła udział duża grupa żołnierzy 8. samodzielnej gwardyjskiej brygady strzelców górskich. Zdarzenie było na tyle poważne, że na miejscu rozpoczęła pracę prokuratura wojskowa. Jak na razie podkreśla się, że konflikt nie dotyczył spraw narodowych, a bardziej bytowych. Według Rosjan jeden z Czeczenów źle zachowywał w obecności kucharek.

Dziennikarze dotarli jednak do jednego z uczestników starcia, który przedstawił odmienną wersję wydarzeń. Okazało się, że jeden z żołnierzy kontraktowych pochodzenia czeczeńskiego po zakończeniu warty udał się na obiad w kasynie, gdzie - zgodnie ze zwyczajem - mógł otrzymać posiłek bez kolejki. Na stołówce pojawili się jednak zwiadowcy (Rosjanie), którzy wypchnęli wartownika z kolejki, a gdy zaprotestował, zaczęli go brutalnie bić.

Na pomoc zaatakowanemu ruszyli inni żołnierze pochodzenia czeczeńskiego, ponieważ „inaczej mogliby go zabić”. Udało im się odbić pobitego przez Rosjan do nieprzytomności kolegę. Następnego dnia żołnierze ze specbatalionu, w większości pochodzący z Dagestanu i Czeczeni, ruszyli pomścić pobitego. Doszło do wielkiej bójki, w której wzięło udział kilkudziesięciu wojskowych.

Sprawa została ujawniona, ponieważ starcie nagrano telefonem. Co równie istotne, poważne obrażenia w tym zdarzeniu odniosło około 30 żołnierzy. Oficjalnie nie wiadomo jak bójka się zakończyła i kto przerwał starcie. Przy okazji na jaw wyszły jednak inne konflikty, jakie są cały czas odczuwalne w wielonarodowych oddziałach rosyjskich.

W grupie zwiadowców chodziło o niesnaski pomiędzy żołnierzami pochodzenia czeczeńskiego i rosyjskiego. Swoistą zamkniętą grupę w piechocie górskiej stanowią jednak również żołnierze grupy zmotoryzowanej, którzy w większości są „sybirakami”. Stworzył się w ten sposób swoisty kocioł narodowościowy, który coraz trudniej jest kontrolować.

Żołnierze skarżą się, że po bójce zostali zamknięci na terenie jednostki i nikogo się z niej nie wypuszcza. W garnizonie pojawiły się natomiast delegacje z Moskwy i ludzie przysłani osobiście przez Ramzana Kadyrowa, szefa Republiki Czeczeńskiej. Pobity pierwszego dnia wartownik znajduje się w szpitalu. Okazało się, że pochodzi on z wioski w Czeczenii, która podczas wojny została całkowicie spalona. Przeniósł się więc wraz z całą rodziną do Groznego i od kilku miesięcy służy w jednostce 16544 jako żołnierz kontraktowy. Dochodzenie wykazało też, że w ubiegłym roku również doszło do starcia pomiędzy wojskowymi obu narodowości. Byli ranni, ale sprawę udało się zatuszować.

Co ciekawe, do konfliktów nie dochodzi natomiast z ludnością tubylczą (przynajmniej oficjalnie). Brygada górska w sile 4 tysięcy żołnierzy pojawiła się w rejonie wsi Borzoj w 2000 roku. W okolicy żyje jedynie 2300 ludzi, a więc jest ich tam mniej niż wojskowych. Ponad 200 tubylców jest zatrudnionych na terenie jednostki, chwaląc sobie regularne i wysokie pensje.

O ile bowiem żołnierze kontraktowi otrzymują miesięcznie do 40000 rubli, to mieszkańcy wioski – około 10000-15000 rubli. Mogą jednak również sprzedawać żywność - w tym mięso, ponieważ hodowla bydła jest podstawą ich egzystencji. Dzięki wojsku nie mają problemu ze zbytem. Rosjanie, by nie urazić Czeczenów, zabronili nawet żołnierzom poruszania się poza jednostką w krótkich spodenkach i koszulkach.

Starcie czeczeńsko–rosyjskie zostało jednak zauważone i może mieć wpływ na przyszłe kontakty cywilno-wojskowe w regionie.

Maksymilian Dura/defence24.pl