Artyści, aktorzy i dziennikarze byli obiektami szczególnego zainteresowania ze strony PRL-owskich służb. Między innymi ze względu na wyjazdy zagraniczne, które kontrolowała Służba Bezpieczeństwa. Nierzadko decyzja o przyznaniu paszportu była warunkiem, który wiązał się z podjęciem współpracy z SB.

Wojciech Mann w rozmowie z „Wyborczą” mówi, że przeżywał kolejne odmowy paszportów, nie wspominając już o próbach agitacji. Wyznaje, że bezpieka oczekiwała od niego, by kablował na kolegów.

„Pod koniec lat 70. Przy okazji któregoś mojego starania o paszport pojawiło się dwóch sympatycznych oficerów, którzy chcieli porozmawiać ze mną po przyjacielsku. Podziwiali moją sytuację zawodową, a skoro taki jestem popularny, mógłbym im wiele opowiedzieć. Zaprosili mnie do lokalu, postawili herbatę i wyciągnęli z teczki papiery, że pracowałem w Londynie w hotelu. To znaczy - ktoś im tę wiadomość przekazał, przecież ja się w tym hotelu nie rejestrowałem. Chcieli stworzyć wrażenie, że wiedzą wszystko, a ja jestem pionkiem” – wspomina Mann.

Mann odmówił oficerom, dodając, że jeśli nie dostanie paszportu to trudno. 

MaR/Gazeta Wyborcza/Dziennik.pl