Nie ma sprawiedliwości bez miłosierdzia

Gdy zatem sprawiedliwość zostanie oderwana od miłosiernej miłości, staje się bezlitosna i zimna (Jan Paweł II)

W tych dniach przywołujemy przywołują w pamięci postać i naukę, już wkrótce świętego Ojca Świętego Jana Pawła II. W niedzielę kanonizacja. Wielu z nas pojedzie na nią do Rzymu, ale większość, w również i ja, będziemy to wielkie wydarzenie przeżywać, na wspólnych modlitwach, w Ojczyźnie.

Mnie przypominają się dziś słowa świętego papieża o sprawiedliwości.

Sprawiedliwość jest cnotą moralną i zarazem pojęciem prawnym.

Bywa czasem przedstawiana jako postać z zawiązanymi oczyma. W istocie, przejawem sprawiedliwości jest czujna troska o zapewnienie równowagi między prawami a obowiązkami, a także dążenie do równomiernego podziału kosztów i zysków. Sprawiedliwość buduje, a nie niszczy; prowadzi do pojednania, a nie popycha do zemsty. Uważna refleksja pozwala dostrzec, że sprawiedliwość najgłębszymi korzeniami tkwi w miłości, której konkretnym wyrazem jest miłosierdzie. Gdy zatem sprawiedliwość zostaje oderwana od miłosiernej miłości, staje się zimna i bezlitosna. ...” - tak mówił Ojciec Święty w orędziu na Światowy Dzień Pokoju, 1 stycznia 1998 roku.

Gdy sprawiedliwość `ostaje oderwana od miłosiernej miłości, staje się zimna i bezlitosna... - jakże głęboko prawdziwe są to słowa. Bo w tych smutnych historiach niesprawiedliwości i krzywdy, o których tu co tydzień opowiadam, przyczyną zła staje się brak tej właśnie miłosiernej miłości, zamiast której pojawia się bezlitosne zimno.

Jeszcze wam dziecko nie ostygło, a wy mi już przychodzicie po zaświadczenie! - rozdarła się pewna pani prokurator do rodziców dziecka, które dzień wcześniej umarło im na rękach, potrącone przez samochód pod bramą ich domu. Przyszli po zezwolenie pochowanie ciała, a pani prokurator nie miała dla nich żadnego słowa współczucia, tylko złość, ze przeszkodzili jej pić kawę. Może rutyna zabiła w niej to miłosierdzie, może nigdy go w sobie nie miała, w każdym razie w najstraszniejszych dla zbolałych rodziców chwilach, ta pani prokurator okazała się dla nich bezlitosna i zimna. I taka jest i taka będzie tez dla innych. Ilu jeszcze ludzi usłyszało podobne słowa. Ilu ich jeszcze usłyszy?

Przychodzą do mnie kolejny raz rodzice zamordowanej kobiety, w oczywisty sposób zamordowanej, morderca podstępem albo siłą podał jej truciznę, świadczą o tym wszelkie okoliczności, ale prokuratura utrzymuje, ze kobieta popełniła samobójstwo. Jej rodzice traktowani są jak natręci, jak intruzi, każda ich wizyta w prokuraturze powoduje złość i zniecierpliwienie. Zimny i bezlitosny brak sprawiedliwości.

O sprawie Jana Ptaszyńskiego opowiadałem tydzień temu, w Wielką Środę. Tam krzywda człowieka aż krzyczy, może nawet nie samego Ptaszyńskiego, który dzielnie znosi swój los, los niewinnie skazanego na dożywocie, bez żadnych dowodów ani poszlak. Przypominają sobie państwo te sprawę z Białegostoku, gdzie zamordowano kobietę i jej dziecko, gdzie był w pościeli włos nieznanego człowieka, prawdopodobnie sprawcy, ale go nie szukano, tylko skazano Ptaszyńskiego.

I ten szloch jego matki i ta zimna, bezlitosna niesprawiedliwość, odwracająca się od oczywistych, oczywistych okoliczności, wskazujących na krzywdę niewinnego i bezkarność nieznanego prawdziwego zabójcy.

Albo sprawa Grzegorza Wiechy, spod Kielc, skazanego na 7 lat za rozbój. Nie ma żadnych dowodów, że on tan był, jest tylko chwiejne, wielokrotnie zmieniane pomówienie recydywisty, który tym pomówieniem chciał uzyskać złagodzenie kary i mniejszy wyrok. Wiecha przeszedł pozytywnie badanie na wykrywaczu kłamstw - i co z tego? Winien i już, bo jeden recydywista tak sobie palcem na nie wskazał. A jakby wskazał na sędziego, albo na prokuratora – to co? Też by mu uwierzono? Oczywiście nie, bo sprawiedliwość zimna i bezlitosna dla biedaków, dla swoich potrafi być serdeczna i życzliwa.

- Mam nadzieję, że jest pan zadowolony – zwróciła się pani sędzia z Lublina do oskarżonego o korupcję peeselowskiego marszałka województwa z z Podkarpacia.

No i był zadowolony, bo pani sędzia życzliwie zwolniła go z aresztu, mimo powagi zarzutów.

Albo znana powszechnie życzliwość w sprawie posłanki z Platformy, która złapana została za rękę na korupcji, ale uniewinniono ja bo chwyt był podobno niewłaściwy.

A niepełnosprawnego, upośledzonego biedaczynę, za kradzież batonika, czy jakiegoś złomu, potrafią trzymać w więzieniu miesiącami, latami.

Bywam czasem na salach sądowych, jako obrońca, bywało że również jako świadek. Staje się tam przed stołem, za którym prawdopodobnie siedzi jakiś sędzia. Piszę – prawdopodobnie – bo jego postac skutecznie zasłania sporych rozmiarów monitor, na którym wyświetla się komputerowy protokół rozprawy. Sędziego nie widać. Trudno poznać, czy jest się słuchanym, jak odbierane są słowa. I sędzia tez, skupiony na ekranie, nie patrzy zza niego na ludzi, nie widzi ich emocji, przeżyć, ważniejsze są akta, ważniejsze są papiery, ważniejsze są komputery – niż człowiek, niż jego los, o którym ten sąd rozstrzyga.

A jak się czyta uzasadnienia niektórych wyroków, to roi się tam od mądrych i uczonych odesłań do dziesiątek orzeczeń Sadu Najwyższego, do przeróżnych naukowych artykułów, tylko człowieka też tam nie widać, ani tego który sądził, ani tego, który był sądzony.

I tak się rodzi ta zimna, bezlitosna niesprawiedliwość, o której mówił Ojciec Święty,

Tak mi dźwięczą w uszach te bolesne dla dotkniętych nieszczęście ludzi słowa – jeszcze wam dziecko nie ostygło.... nie, tacy ludzie powinni być trzymani z dala od wymiaru sprawiedliwości. Nie powinno ich tam być ani dnia, ani godziny, bo nie mają w sobie miłosierdzia. A bez miłosierdzia nie ma i nie może być prawdziwej sprawiedliwości.

Zachowuję na zawszę tę myśl, już wkrótce świętego Jana Pawła II.

(felieton ukazał się w cyklu „Spróbuj pomyśleć” w Radiu Maryja 23 kwietnia 2010 roku)

Janusz Wojciechowski