Podobno jesteśmy wielcy niewdzięcznicy, bo nie chcemy pomagać imigrantom, choć nam Europa i świat tak bardzo kiedyś pomagały. Naprawdę?

Jakoś nie pamiętam z historii, żeby Polacy setkami tysiącami szturmowali, jak dziś Syryjczycy, granice obcych państw. Nie przypominam też sobie, żeby tysiące polskich uchodźców, tratwami i pontonami uciekało przez Bałtyk do Szwecji.

Owszem, Polacy wielokrotnie opuszczali kraj – w kajdanach, w kibitkach, w bydlęcych wagonach.

Owszem, Polacy wielokrotnie uciekali z podbitej ojczyzny, a także ze zsyłek, z obozów, z łagrów, ale nie po bezpieczne schronienie, tylko żeby się bić, za wolność naszą i waszą, częściej waszą.

Bywało, że doświadczali pomocy, ale z reguły nieprzesadnej. Parlamenty kwot imigrantów z Polski nie uchwalały, tysięcy dolarów na na głowę nie przyznawały.

Wręcz przeciwnie, oferowały raczej krew, pot i łzy. Polskich żołnierzy-emigrantów, którzy po wojnie zostali w Anglii, nikt nie rozpieszczał. Generał Maczek pracował jako barman w hotelu. To już lepiej Szkoci niedźwiedzia Wojtka potraktowali, ten przynajmniej dostał zakwaterowanie w Zoo w Edynburgu.

Że nam za komuny pomagali? Czasem pomagali, ci sami, którzy nas wcześniej komunie sprzedali. Niemcom, niewinnym ofiarom wojny, według Planu Marshalla pomagali tysiąc razy więcej.

Kiedy więc słyszę o tych polskich długach, o tych moralnych rachunkach do spłacenia, to jakoś nawet z odsetkami, nie znajduję ich do spłacenia nazbyt wiele.

Okudżawa śpiewał:

Chętnie oddałbym długi i nowe i stare

Ale w trzosie dziurawym ni grosza na dnie

Nie bądź smutna, nie złorzecz, nie gniewaj się wiaro

Przecież wielu dłużników masz swych oprócz mnie…

Pomagajmy zatem, na ile nas z dziurawego trzosa stać, ale kierujmy się nie poczuciem długu, którego nie mamy, lecz sercem i rozumem. Zwłaszcza rozumem…

Janusz Wojciechowski