Damian Świerczewski, Fronda.pl: U granic Ukrainy Rosja skoncentrowała około 43 tysięcy żołnierzy. Ponad połowa z nich znajduje się na zaanektowanym Krymie. Rosja ma zamiar zaatakować?

Gen. Waldemar Skrzypczak: Od czasu agresji na Ukrainę mówiło się często o tym, że jeśli Rosja uderzy, to uderzy na wiosnę. Pora roku bardzo im sprzyja, ale gromadzenie wojsk rosyjskich związane jest ze świadomością, że dziś armia ukraińska jest zupełnie inna, niż 3 lata temu. Teraz to silne wojsko i Rosjanie obawiają się, że Ukraina będzie chciała odebrać Ługańsk i Donieck separatystom. Podejrzewam, że Rosja gromadzi wojska właśnie na wypadek próby odbicia przez Ukrainę wspomnianych ziem. A ma ona do tego pełne prawo, carte blanche, zgodnie z przepisami prawa czy umowami międzynarodowymi. Moim zdaniem armia licząca 40 tysięcy nie wykona operacji na szeroką skalę na terenie Ukrainy. Te wojska mają w mojej ocenie wzmocnić separatystów, gdyby Ukraińcy zdecydowali się uderzyć, do czego – podkreślam – mają pełne prawo.

W tym roku mają się jeszcze odbyć manewry Zapad 2017, które niepokoją opinię publiczną. Sądzi Pan, że ta koncentracja wojsk może mieć z tym jakiś związek?

To może być połączone w ramach ćwiczeń w jedną operację. Te wojska mogą zostać włączone w manewry Zapad 2017 jako kompleksowe ćwiczenia na poziomie strategicznym. Tego nie można wykluczyć, jest to realne. Jednak moim zdaniem obecność wojsk rosyjskich przy ukraińskiej granicy związana jest, jak wspomniałem, z zabezpieczeniem wojsk separatystów w razie, gdyby Ukraina zdecydowała się odbić Donieck i Ługańsk.

Z kolei na Bałtyk latem wypłynąć mają dwa z trzech największych rosyjskich okrętów atomowych. To niepokojący sygnał?

Okręt podwodny, o którym informują media, to okręt niebojowy, używany do testów. Nie ma znaczenia bojowego. Inaczej jest w przypadku krążownika rakietowego Piotr Wielki – jego pojawienie się na Bałtycku jest bardzo niebezpieczne. Szczególnie, że nie znajduje się w strukturze Floty Bałtyckiej – pochodzi z Floty Północnej. Samo jego pojawienie się na Bałtyku bardzo wzmacnia pozycję Rosji w tym regionie. To zupełnie nowa siła rażenia – każdy okręt na Bałtyku znajdzie się w jego zasięgu. To sygnał, że Rosjanie wzmacniają flotę Bałtycką. Pozostaje pytanie – dlaczego.

Oprócz frontu ukraińskiego Rosja aktywnie działa militarnie także w Syrii. Zarówno USA, jak i choćby Polska, potępiły niedawny atak chemiczny na syryjskich rebeliantów – mówi się, że dokonały go wojska Asada, lub właśnie wojska rosyjskie. Dowiemy się, kto za tym stał?

Kto użył broni chemicznej? Na pewno nie Rosjanie, bo zdają sobie doskonale sprawę z tego, co by ich w takim wypadku czekało – mam na myśli ONZ i Radę Bezpieczeństwa. Nikt w tej chwili na świecie nie będzie tolerował użycia broni chemicznej, dlatego też jestem przekonany, że to nie sama Rosja stoi za atakiem, choć nie można wykluczyć, że posłużyła się czyimiś rękoma – na przykład Asada. Uważam, że za atakiem stoi albo Asad, albo ISIS. Tylko oni mogli się tego dopuścić, a jedni i drudzy są z pewnością w jej posiadaniu - Asad ma ją od Rosji, ISIS straszyło nią już dawno temu. Musimy jednak zdawać sobie sprawę z tego, że użycie broni chemicznej jest aktem desperacji, dlatego mało prawdopodobnym jest, by stał za tym Asad. Dni ISIS są z kolei policzone, dlatego to oni mogli się dopuścić tak desperackiego ataku. Nie sądzę, żeby Rosja ryzykowała tak bardzo, bo doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jakie musiałaby ponieść konsekwencje. Gdyby opinia publiczna dowiedziała się, że to Putin stał za atakiem chemicznym na ludzi, byłoby to źle widziane nawet w samej Rosji – Rosjanie doskonale wiedzą, czym jest broń chemiczna.

Bardzo dziękuję za rozmowę.