- Znowu słyszę o rozłamie w PiS i odejściu Jarosława Kaczyńskiego. Stara śpiewka. Taka „never-ending story”. Rozumiem, że dla wielu polityków i części mediów narracja o walkach w PiS jest odwróceniem uwagi od prawdziwej dintojry z PO, gdzie Tusk wyciągnął CKM z kabury z napisem „polityka miłości” i rozstrzeliwuje Schetynę – napisał na swoim blogu Ryszard Czarnecki.


W podobnym tonie wypowiada się Arkadiusz Mularczyk, uważany za członka frakcji "ziobrystów". - Zaprzeczam, jakoby wewnątrz PiS istniał jakikolwiek konflikt grożący poważnymi reperkusjami i rozłamem. Mamy do czynienia po prostu z dyskusją wewnątrz partii, co jest rzeczą naturalną. Również w kontekście personalnym. To jest temat wywołany anonimowymi informacjami - mówi w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Mularczyk. 

 

Oczywiście, trudno porównywać „wojnę partyzancką” w PiS do przeczołgiwania Schetyny przez Tuska. Nie ma co jednak udawać, że pomiędzy „ziobrystami” a „zakonem PC” jest wielka miłość.

 

- Konflikt między Jarosławem Kaczyńskim a Zbigniewem Ziobrą, przynajmniej w tej chwili, jest mniej widoczny. Zresztą, on nigdy nie był jakoś bardzo wyeksponowany. Jest natomiast faktem, i nie ma co temu zaprzeczać – mówi portalowi Fronda.pl Łukasz Warzecha.

 

Publicysta przypomina sytuacje, kiedy stosunki pomiędzy Ziobrą a Kaczyńskim były dużo bardziej napięte, jak na przykład przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. - Decyzja Ziobry była taką ucieczką z pola ostrzału prezesa. To się udało, ale pojawia się kolejne pytanie – czy Ziobro zrealizował swój strategiczny zamiar, który przyświecał jego decyzji p- mówi Warzecha. Ziobro już wtedy, zdaniem publicysty, planował umocnienie swojej, i tak silnej frakcji, na tyle, by była ona w stanie prezesowi zagrozić. - Mam wrażenie, że to do końca się nie powiodło. Jarosław Kaczyński jest zbyt sprytnym graczem, zbyt dobrze obeznanym w personalnych wojnach i konfliktach, zbyt dobrze żonglującym różnymi animozjami pomiędzy poszczególnymi osobami, zbyt dobrze panującym nad personalnymi układami. Jest nie tylko dobrym graczem parlamentarnym, ale również wewnątrzpartyjnym – dodaje Warzecha.

 

- Każdy polityk może wspierać i budować swoją pozycję. Pozycja prezesa jest tak potężna... Nie sądzę, żeby ktoś poważny próbował i rozważał (tworzyć własną frakcję – red). Ziobro jest potencjalnym nr 2 w PiS i zawsze będą spekulacje wokół jego osoby – ucina krótko w rozmowie z TOK FM Tadeusz Cymański. Zdaniem Warzechy, nawet jeśli Ziobro wyobrażał sobie, że jego pozycja rośnie, to ona owszem rosła, ale tylko na tyle, na ile pozwalał na to Jarosław Kaczyński.

 

Jest jeszcze jedna sprawa. - Nie mam żadnych wątpliwości, że Zbigniew Ziobro uważa, że PiS z Jarosławem Kaczyńskim nie ma żadnych szans. Ale jest pytanie, czy PiS ze Zbigniewem Ziobro miałby szansę. To są gracze zdecydowanie innego kalibru, oczywiście, nie odmawiam wielu zdolności Ziobrze, ale to nie jest to, co Jarosław Kaczyński. Niewątpliwie, Ziobro dobrze wykorzystał swój czas w PE, ale to nie zmieniło dysproporcji wagi obu zawodników – mówi Warzecha.

 

Czy Ziobro jest w stanie zagrozić prezesowi? - Być może za jakiś czas, ale na pewno jeszcze nie teraz – odpowiada Warzecha. Może to być jednak pewien problem dla PiS, bo Prawo i Sprawiedliwość z Ziobrą na czele wcale nie byłoby partią bardziej otwartą, o bardziej nowoczesnym wizerunku. - To byłby inny PiS niż dziś, ale zdecydowanie z większością dzisiejszych wad. To byłaby zmiana w formie, ale co do treści i pozycji na scenie politycznej, mielibyśmy to samo – nie ma wątpliwości Warzecha.

 

Zdaniem publicysty, Jarosław Kaczyński czuje się na tyle pewnie, ma już tak dużą kontrolę nad politykami, którzy chcieliby podważyć jego pozycję, że nie czuje przymusu, żeby się z nimi rozprawiać do końca. - Absolutnie nie ma też mowy o tym, żeby Ziobrę wykluczać z PiS. Dopóki będzie go można kontrolować, to będzie miał swoje miejsce w PiS. A jak będzie próbował podskakiwać, to Jarosław Kaczyński powie mu na przykład, żeby pouczył się angielskiego. To od razu ustawia Ziobrę w pozycji sierżanta, który musi słuchać generała – mówi portalowi Fronda.pl Warzecha.

 

Czy zatem jest szansa, że na gruncie partyzanckiej wojny podjazdowej pomiędzy „ziobrystami” a „zakonem PC” wyrośnie trzecia frakcja? - To wszystko zależy od tego, czy takie skrzydło byłoby potrzebne Jarosławowi Kaczyńskiemu. PiS jest partią „one man show” i wszystko zależy od tego, czy to się podoba prezesowi – odpowiada Warzecha. Niewątpliwie, koniunktura na nowoczesnych konserwatystów jest, kilka osób o takim profilu weszło do parlamentu, wymieniając choćby Pawła Szałamachę czy Przemysława Wiplera. - Kiedy jednak słyszę Jadwigę Staniszkis, która mówi, że to zmieni jakość PiS, że klub będzie inny, to odpowiadam, że będzie, ale na tyle, na ile pozwoli Jarosław Kaczyński. Bez jego zgody nic się tak naprawdę nie stanie. Nie wierzę za bardzo w jakieś oddolne ruchy. Jeżeli już coś takiego by powstało, to będzie istnieć dopóki będzie użyteczne z punktu widzenia prezesa – konstatuje Warzecha.

 

Trudno również wyobrazić sobie jakiekolwiek nowe skrzydło PiS. Przykład rozłamowców z PJN, a zwłaszcza ich niepowodzenia w ostatnich wyborach, był nader wymowną przestrogą.

 

Marta Brzezińska