Nie mówię o ideale, którym papieżem zostałaby lesbijka-transwestytka, samotnie wychowująca dziecko poczęte in vitro. Ale i tak sytuacja mógłby być lepsza niż jest. – Gdyby np.został wybrany jakiś stosunkowo młody filozof, który maskował swoje poglądy przed pancernym kardynałem Ratzingerem, a w istocie jest zwolennikiem „teologii wyzwolenia”, wyświecanie kobiet małżeństw gejów i gotów jest wydać dogmat o „pustym piekle”.

Paradoksalnie niezła z punktu widzenia „wrogów Pana Boga” byłaby też sytuacja odwrotna – tiara dla ultra konserwatysty – szafującego na prawo i lewo klątwą, który nie wychyla nosa spoza murów Watykanu i nie przyjmuje do wiadomości e mu owczarnia topnieje. 

W dodatku gdyby jeszcze można było wygrzebać na takiego Pontifexa jakiegoś haka z przeszłości, tolerowanie pedofilów, przekręty finansowe...

Próby zresztą podjęto niezwłocznie.

Z zażenowaniem obserwowałem w telewizji redaktora Stasińskiego, który nim jeszcze na dobre ucichł Dzwon Zygmunta zaczął lustrować prymasa Argentyny.  Wydawało mi się, że każde lustrowanie jest dla kręgów reprezentowanych przez redaktora Stasińskiego obrzydliwe. Ale widocznie ważniejsze jest, kto lustruje i w jakiej sprawie. Wprawdzie w czasach argentyńskiej junty ojciec Jorge nie należał do kierownictwa miejscowego Episkopatu, ale samo przeżycie od rządami generałów jest okolicznością obciążająca. Wprawdzie dzisiejszy Ojciec Święty nie donosił na lewicujących zakonników, ale ich ostrzegał nie ma znaczenia, ważne żeby wbić do głowy ludziom zbitki myślowe – jezuita-junta-terror.

(Przy okazji, to jezuici byli w tym rejonie świata głównymi obrońcami praw tubylców i stworzyli nawet w XVIII wieku unikalne państwo Indian Guaranów w Paragwaju – zniszczone prędko przez postępową Europe.)

Niestety numer z juntą to za mało. Cała reszta jest dla lewactwa więcej niż niepokojąca. Papież Franciszek bowiem łączy osobistą dobroć, skromność i wrażliwość społeczną, z twardym podejściem do zasad wiary. Sądzę, że  w kwestiach zasadniczych, dotyczących moralności, będzie twardszy i jeszcze bardziej zasadniczy niż jego poprzednicy. Może być żelazna miotła wymiatająca brudy z kościoła, ale z pewnością nie będzie pobłażania „cywilizacji śmierci”. Żarty się skończyły. Pora na rekonkwistę. Jeśli laicyzujący się szybko Stary Kontynent marzy, żeby po krótkim okresie Sodomy pragnie zostać Euro-Arabią, powinien pamiętać, że nie jest już pępkiem globu - że blisko miliard ludzi w Trzecim Świecie wierzy w Boga i jego naukę, której strażnikiem i propagatorem będzie nowy biskup Rzymu. 

Marcin Wolski

Felieton został opublikowany na stronie Sdp.pl

eMBe