Tekst Wrońskiego jest naprawdę mocny. Nie ma w nim częstych w jego środowisku kpin z religijności, ale jest dostrzeżenie jej autentyczności, która przeciwstawiona jest sztuczności współczesnej sztuki. „Największym współczesnym problemem sztuki w ostatnich latach jest jej "sztuczność". Artyści dawno już przekroczyli wszelkie progi estetyczne. Padły granice prowokacji. Sztuka stała się "działaniami artystycznymi" i zbiorem charakteru rytualnych póz dla wtajemniczonych. To, co się dzieje w Centrum Sztuki Współczesnej, jest autentyczne, a wyrażane w sali uczucia są prawdziwe i zrozumiałe” - podkreślił.
„Filmik Markiewicza sprzed 20 lat, z nagim mężczyzną, który erotycznie ociera się o krucyfiks nikogo szczególnie w kręgach sztuki nie bulwersował. Ot, kolejna prowokacja. Znak sprzeciwu, czyli grupa modlitewna protestująca przeciwko profanacji krzyża, nadaje mu dopiero formę metafizyczną i wieloznaczną. To zdarzenie opowiada o naszych emocjach, o naszej historii, o tym, co się w Polsce posmoleńskiej zmieniło. To termometr naszej świadomości” - dodał.

Ale kluczowe są słowa ostatnie. „Nie jestem krytykiem sztuki i nie zamierzam takiego udawać, ale po raz pierwszy od wielu lat stanąłem przed dziełem wobec którego nie mogę być obojętny. I jeśli miałbym wejrzeć w głąb swojej duszy, to raczej - po raz pierwszy od lat - stanąłbym z tymi, którzy odmawiają różaniec” - napisał Paweł Wroński.

I choć zazwyczaj się z Pawłem Wrońskim nie zgadzam, to tym razem czapka z głowy i serdeczne podziękowania za to, że potrafił dostrzec wiarę tych ludzi. I ich autentyczność. I mam nadzieję, prawdziwą, że kiedyś staniemy razem (nie chodzi o nas dwóch, ale o szerszą wspólnotę, i razem odmówimy różaniec, powierzając się tej, która otula nas wszystkim płaszczem miłości. A także zawierzając Chrystusowi. Niezależnie od wszystkich innych różnic.

TPT/Wyborcza.pl