Od kilku dni chodziła za mną natrętna myśl dołączenia się do stada pokazującego Macierewiczowi skierowany do dołowi kciuk. I tak by pewnie było gdyby nie kilka wydarzeń, które kompletnie zmieniło moją optykę widzenia. 

Przyznaję, że „Wściekli z Czerskiej” osiągnęli wyżyny wbijania do głowy pewnych kalek umysłowych. Są w tym tak doskonali jak dr Goebbels. Trzeba tu siły charakteru, silnej woli i… modlitwy, aby się temu szataństwu przeciwstawiać.

Bo co Misiewicz? A iluż to tych  Misiewiczów kręci się po Polsce od lat w centrum władzy? Jedni są potępiani i głębieni przez wściekłych. Inni chodzą w aureolach z ich nadania. Przecież Wałęsa Lech to Misiewicz nad Misiewiczami, wręcz pramatka wszystkich „Misiewiczów”. Ma chociaż maturę? Ma ukończone studia „prezydenckie”? Lub też „magister” Kwaśniewski. Może Kopaczowa, prowincjonalna lekarka miała „papiery” na premierostwo? Podobnie do malarza kominów, cóż on takiego  miał w swoim wykształceniu, dyplom z czerwonym paskiem na studiach lub doktorat z przyczyny wojen punickich? Na pewno nie miał, miał za to umiejętność kłamania w zaparte z wdziękiem niewinnego dziecka przed Pierwszą Komunią. Proszę więc o powagę. Nie byłoby tego „Misiewicza” to zostałby wymyślony inny. W totalnej wojnie prowadzonej przez wściekłych nie są istotne detale.  Jak dla mnie Misiewicz ma robić Obronę Terytorialną i wiedzę, że zainteresowanie wśród Polaków bije tu rekordy. W jakim stopniu jest to jego zasługa nie ma dla mnie znaczenia. W ciągu ponad roku powstało coś, czego nie można było zrobić przez dziesiątki lat. Rozumiem więc wściekłość wściekłych.

Że Misiewicz był w dyskotece? Że próbował rwać panienki? To chyba normalne w wieku poborowym, czy może ja o czymś nie wiem? Może powinien w gejowskim klubie brylować? Gdyby w okresie II RP istniała gazeta wściekłych z Czerskiej to przypadki adiutanta Marszałka Piłsudskiego, pułkownika Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, niestroniącego ani od kobiet ani od trunków nie pozostawiły po sobie żadnych legend. A przecież „słowo się, rzekło, kobyłka u płotu” lub „zabawa się skończyła, zaczęły się schody” to powiedzonka, które nie powstały bynajmniej podczas żmudnej pracy sztabowej, lecz właśnie podczas „zajęć” poza koszarami.

Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się "prawdą". Wiem, że ze strony wściekłych tylko dane pogodowe i szczęśliwe numerki w Lotto są prawdziwe. Reszta jest czerwoną lub brunatną propagandą. Mimo, że nie brakuje mi charakteru i doświadczenia życiowego to przeciwstawianie się temu ostrzałowi mentalnemu prowadzonemu dzień i noc wymaga wysiłku. Czasami wręcz dopada zmęczenie i już miałem pokazać Macierewiczowi zwrócony ku dołowi kciuk gdyby nie…

Gdyby nie kilka zbiegów okoliczności. Pierwszy to fakt przejęcia przez państwo – podpisem Macierewicza właśnie - firmy Exatel. Co to za firma? Ano ta, która „nagle” przestała działać podczas Ciamajdanu i nagle przestała nadawać państwowa TV. I nagle się okazało, że strategiczna dla państwa firma zarządzająca siecią światłowodową nie jest w polskich rękach. A w czyich? Jakieś nieznanej nikomu firmy z przysłowiowych Kajmanów? Przejęcie zajęło niecałe trzy miesiące. Brawo! Głos wściekłych jest tu odpowiedzią, co tu jest istotne tak naprawdę.

Następny przypadek to Czuchnowski i jego „zamach na oznakowaną kolumnę samochodów uprzywilejowanych”. Wzdrygam się dodać słowo „dziennikarz”, bo byłaby to obraza dla etosu tego zawodu. Otóż ten przypadek i jego zaplanowany charakter rzuca nowe światło na wcześniejsze przypadki. „Szachid” Czuchnowski gotów byłby zginąć pod kołami samochodów pisowskiego rządu.  I to mnie zastanowiło. A może te wszystkie przypadki to wypadków rządowych samochodów to wcale nie są żadne przypadki? Wściekły Czuchnowski, któremu wściekłość odebrała rozum dał mi tu wiele do myślenia. Jedno wiem, że największa karą dla Czuchnowskiego jest w takim przypadku… brak kary. Nie został męczennikiem. Jestem pewien, że jest jeszcze bardziej wściekły. A wy się zastanawiacie skąd się wziął Cyba.

No i na koniec wisienka na torcie. Niemiecka rządowa gazeta (tam innych nie ma, taka wiekowa tradycja) napisała, że w polskiej armii panuje chaos. Czy Macierewicz mógłby uzyskać lepszy komplement dla swojej pracy? Przecież to jest wręcz laurka. Po takim tekście wiem już, na 100%, że Macierewicza trzeba bronić przed wściekłymi. Mój kciuk, który już był prawie skierowany do dołu po tych jakże znamiennych przypadkach poszedł zdecydowanie do góry.

A był taki moment – przyznaję – że miałem wrażenie, że Macierewicz jest koniem trojańskim w rządzie. Lub nowym Kaziem Marcinkiewiczem. Co na jedno wychodzi.

Stary Człowiek Znad Rzeki/salon24