"Przekształcił swoje mieszkanie w skład nielegalnej literatury, blisko współpracuje ze zdeklarowanymi kontrrewolucjonistami. Z ambony czyta jakby nie kościelne kazania, a ulotki napisane przez [Zbigniewa] Bujaka, z których aż bije nienawiścią do socjalizmu"- tak o ks. Jerzym Popiełuszce pisał Leonid Toporkow, warszawski korespondent moskiewskiego dziennika "Izwiestia". Było to w środę, 12 września 1984 r., czyli zaledwie pięć tygodni przed uprowadzeniem i męczeńską śmiercią kapelana "Solidarności".

O sowieckich śladach w sprawie męczeńskiej śmierci niezłomnego duchownego pisze na portalu PolskieRadio24.pl dziennikarz Piotr Litka. Artykuł Toporkowa, o którym wspomina autor m.in. książki "Ksiądz Jerzy Popiełuszko. Dni, które wstrząsnęły Polską", nosił znamienny tytuł "Lekcja na darmo". Toporkow, który wcześniej pracował dla "Izwiestii" m.in. w Rumunii i Jugosławii, do stolicy PRL przyjechał po śmerci Leonida Breżniewa, czyli w listopadzie 1982 r. 

Korespondent moskiewskiego dziennika opisywał m.in. mszę świętą w żoliborskim kościele św. Stanisława Kostki. Leonid Toporkow tak relacjonuje nabożeństwo: "wojujący ksiądz Popiełuszko zwrócił się do amnestionowanych [opozycjonistów] z zawołaniem, którego sens brzmi tak: "odpoczęli – pora brać się za sprawę. Tylko z większą werwą i sprytem niż poprzednio. Przede wszystkim nie bać się". Sam ksiądz, sędzia wszystkiego, nie boi się. Przekształcił swoje mieszkanie w skład nielegalnej literatury, blisko współpracuje ze zdeklarowanymi kontrrewolucjonistami. Z ambony czyta jakby nie kościelne kazania, a ulotki napisane przez [Zbigniewa] Bujaka, z których aż bije nienawiścią do socjalizmu". Sowiecki dziennikarz cytował także słowa dyktatora PRL, gen. Wojciecha Jaruzelskiego i atakował Kościół Katolicki w Polsce za tolerowanie działań kapelana "Solidarności" oraz, jak to ujął Toporkow- "podobnych jemu 'duchownych' ". To jednak nie wszystko, ponieważ korespondent "Izwiestii" dwa dni po publikacji znalazł się... we Włocławku, gdzie oficjalnie miał być w delegacji zagranicznych dziennikarzy (ich lista znajduje się w Archiwum IPN), akredytowanych na dożynki centralne w Radziejowie, odbywające się w niedzielę 16 września 1984 r. Jak wskazuje Piotr Litka, nie wiadomo, czym właściwie zajmował się Toporkow podczas pobytu we Włocławku. Jak wynika z dokumentów, dziennikarzowi nie przydzielono żadnego tłumacza z SB, choć uczyniono to w przypadku korespondentów mediów amerykańskich, niemieckich, japońskich czy francuskich. Jak wskazuje reporter, nie jest to jednak jedyny sowiecki ślad w sprawie bestialskiego mordu na 37-letnim kapłanie. 

"10 października 1990 r. podczas śledztwa dotyczącego kierowania uprowadzeniem i zabójstwem księdza Popiełuszki, prowadzonego po zatrzymaniu generałów: Władysława Ciastonia i Zenona Płatka, na wątek kontaktów Departamentu IV MSW z KGB natrafił prokurator Andrzej Witkowski"-pisze autor artykułu na portalu Polskiego Radia. Jak dodaje Litka, Witkowski potwierdził w korespondencji mailowej z PR, że pierwsze informacje na ten temat pojawiły się już podczas przesłuchania jednego z podejrzewanych wówczas generałów. Jak czytamy dalej, Witkowski relacjonował również, że w drugiej połowie roku 1984 (jeszcze przed uprowadzeniem ks. Jerzego Popiełuszki), kontakty kagiebistów z funkcjonariuszami peerelowskiej bezpieki zintensyfikowały się. Podczas przesłuchania gen. Zenon Płatek tłumaczył, że zna dobrze oficjalnego rezydenta KGB przy ambasadzie radzieckiej w Warszawie, Jewgienija Siemaszkę. 

"Mieli [oni] przydzielony oficjalny samochód z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Nazwisko [Eugeniusz Pietrowicz] Michajłow też jest mi znane, był on przełożonym Siemaszki. Właśnie Siemaszko miał oficjalne kontakty z Departamentem IV, wiem (...), że miał kontakty jeszcze z innymi Departamentami MSW. Przychodził on [do nas] przynajmniej raz w tygodniu i odwiedzał mnie, [Adama] Pietruszkę [Zbigniewa] Jabłońskiego, [Eugeniusza] Mirowskiego [a] z naczelników [wydziałów Departamentu IV] odwiedzał [też Grzegorza] Piotrowskiego. Nieraz mi donoszono, że Piotrowski pił z nim wódkę i mieli swoje konszachty. Przynajmniej dwukrotnie zwracałem Piotrowskiemu uwagę, że on nie powinien kontaktować się z tym pracownikiem, bo od tego jest dyrektor [departamentu] lub jego zastępca. Mówię w tej chwili o sytuacji z 1984 r"-czytamy w artykule Piotra Litki. Dalej dowiadujemy się, że Siemaszko był żywo zainteresowany działalnością Kościoła Katolickiego w PRL. Wysoko postawionemu pracownikowi KGB przeszkadzało, że Kościół cieszy się tak dużą estymą, zaś księża "mówią, co chcą i burzą społeczeństwo". 

"Mówił, że powinno się z tym coś zrobić, raziły go kazania księdza [Mieczysława] Nowaka, [księdza Jerzego] Popiełuszki, wystąpienia biskupa [Ignacego] Tokarczuka. Radził, aby robić księżom procesy, przede wszystkim tym, którzy tak występowali, naciskał [na to] w rozmowie [ze mną]. Nie wiem, jakie tematy mógł mieć Siemaszko z Piotrowskim. Sądzę, że były to bardziej szczegółowe rozmowy, bo ja mówiłem [z nim] oględnie"-mówił Witkowskiemu Płatek, który- co charakterystyczne- zapamiętał, że wizyty funkcjonariuszy KGB nasiliły się pod koniec września 1984 r., czyli zaledwie kilka tygodni przed uprowadzeniem kapelana "Solidarności". Co więcej, dzień po porwaniu ks. Popiełuszki, gdy losy duchownego nie były jeszcze znane, Jewgienij Siemaszko pojawił się wczesnym rankiem w budynku Departamentu IV MSW i wypytywał Płatka: "A jak wy, towarzyszu, myślicie, a kto to mógł zrobić? Gdzie on może być?" Funkcjonariusz ujawnił podczas przesłuchania również wizyty swoich kolegów z MSW w ZSRR, co miało miejsce w roku 1983 i 1984. Do Związku Radzieckiego jeździł Płatek, ale też Grzegorz Piotrowski oraz Adam Pietruszka, skazani później w procesie toruńskim. Pietruszka, według zeznań Płatka, miał wówczas chwalić się, że poznał szefa KGB, Wiktora Czebrikowa. 

"Najbardziej interesujący jest jeszcze jeden fakt: otóż intensywne wizyty "opiekunów” z KGB zakończyły się w MSW z chwilą zatrzymania na początku listopada 1984 r. pułkownika Adama Pietruszki – ostatniego z czwórki podejrzewanych o udział w uprowadzeniu i zabójstwie księdza Popiełuszki"- podkreśla autor książki "Ksiądz Jerzy Popiełuszko. Dni, które wstrząsnęły Polską". Dalej Litka opisuje sytuację wokół akredytacji dla dziennikarzy na procesie funkcjonariuszy MSW oskarżonych o uprowadzenie i zamordowanie kapelana "Solidarności". Co znamienne, na żadnej z rozpraw nie było Leonida Toporkowa. Za to jego trzej koledzy z Agencji TASS: Anatolij Szapowałow, Michaił Tretiakow i Aleksander Potiomkin, otrzymali przepustki do sali toruńskiego sądu. Dokumentacja związana z przebiegiem procesu czterech funkcjonariuszy MSW pokazuje, że przedstawiciele rosyjskiej agencji prasowej nigdy nie przebywali na sali sądowej jednocześnie i każdy z nich uczestniczył w innej rozprawie. 

"No i rzecz najważniejsza: przepustki o numerach: 30-32 (którymi posługiwali się rosyjscy dziennikarze) po zakończeniu wyjaśnień Grzegorza Piotrowskiego (czyli od 11 stycznia 1985 r.) były używane już przez inne osoby. Konkretnie: przez Polaków. Rosjanie od tego momentu procesu (jak wynika z zachowanych dokumentów) na sali sądowej w Toruniu już się nie pojawiali…"-wskazuje dziennikarz. Toporkow aż do drugiej połowy 1989 r. był warszawskim korespondentem dziennika "Izwiestia". Później wrócił do Moskwy i w 1992 r. przeszedł na emeryturę, a w 1997 r.- zmarł. Prokurator Witkowski stwierdził po latach, że służbowi przełożeni, którzy odsunęli go od dalszego prowadzenia śledztwa, nie dali mu możliwości przesłuchania sowieckiego dziennikarza. 

yenn/Polskie Radio, Fronda.pl