Kapłan katolicki który spowiadał skazańców Inkę i Zagończyka wspomina straszne okoliczności tej posługi. Wstrząsające wspomnienia opublikowane zostały przez IPN.

Ks Marian Prusak pisze: „Kiedy znalazłem się w więzieniu [na Kurkowej], siedziałem może godzinę w odosobnieniu. Potem po mnie przyszli - cały czas przeżywałem to, co za chwilę miało się wydarzyć.” To na pewno musiało być wszystko szokujące dla kapłana, który nie mógł w żaden sposób uratować życia skazanym, a i pewnie sam obawiał się o swój los, w jakim celu przyprowadzono go do więzienia. Jak to się wszystko odbyło? „Oddziałowy zaprowadził mnie najpierw do tego pana [Feliksa Selmanowicza]. Kiedy wszedłem do celi, widziałem przeraźliwy smutek w jego twarzy. Pierwsze słowa, z którymi się do mnie zwrócił, brzmiały: - No tak, jednak nie skorzystano z prawa łaski... - Wyspowiadałem go. Był spokojny. Może tylko taił zdenerwowanie, ale na zewnątrz nie było tego widać.” Tej spowiedzi towarzyszyła przez cały czas dokuczająca mi świadomość, że mogą ich obserwować przez wizjer i podsłuchiwać.

Co się stało dalej? „Potem przeprowadzono mnie (nie wiem jak, gdyż byłem zbyt oszołomiony) do celi, w której na śmierć czekała młoda, szczupła dziewczyna [Danka Siedzikówna] w letniej sukience. Przyjęła mnie nadzwyczaj spokojnie, wyspowiadała się, a potem wyraziła życzenie, żeby o wyroku i o śmierci powiadomić jej siostrę. Mówiła to ciągle tak, jakby się nadal spowiadała.” Jak skazańcy przeżywali ten moment? Mężczyzna „Był taki zamknięty w sobie, napięty, głęboko przeżywał zbliżającą się śmierć. "Inka" nic nie mówiła. Może gdybym był lepiej przygotowany i zapytał o coś... Ale dla mnie to było zupełnie nowe doświadczenie; nie wiedziałem, jak się zachować...”. Obowiązki kapelana nie sprowadzały się tylko do spowiedzi, ale trzeba też aby był obecny podczas samej egzekucji. „W końcu poprowadzono mnie schodami, jakby do piwnicy (zejście było dosyć ciasne). Po zdrajcach narodu… Oni już tam byli. Zdaje się, że w kajdankach albo z zawiązanymi rękami. Sala była niewielka, jak dwa pokoje. Miałem krzyż, dałem go do pocałowania. Chciano im zawiązać oczy, nie pozwolili.”. Chcieli świadomie przeżyć także ten ostatni moment. Skazańcom jeszcze w tym ostatnim momencie ubliżano, „następnie prokurator odczytał uzasadnienie wyroku i poinformował, że nie było ułaskawienia. Jego ostatnie słowa brzmiały: "Po zdrajcach narodu polskiego, ognia!". W tym momencie skazani krzyknęli, jakby się wcześniej umówili: "Niech żyje Polska!". Potem salwa i osunęli się na ziemię. Strzelało dwóch lub trzech żołnierzy, chyba z pepesz, z bliskiej odległości - 3-4 metrów. Pamiętam, że posadzka była czerwona, jakby z kafli, środkiem biegł rowek, chyba żeby krew spływała. ["Inka" i "Zagończyk"] osunęli się. Nie mogłem na to patrzeć, ale pamiętam, że obydwoje jeszcze żyli. Wtedy podszedł oficer i dobił ich strzałami w głowę.”. Tak zginęli polscy bohaterowie, którzy do ostatniej chwili byli wierni Bogu i Ojczyźnie.

Na podstawie Biuletyn IPN Nr 6 - 07.2001 r.

Konspiracja i opór społeczny w Polsce 1944-1956. Słownik biograficzny. Tom I, wyd. IPN 2000

MP/fronda.pl