W dzisiejszej audycji biblijnej powrócimy jeszcze do przeczytanego poprzednim razem fragmentu pierwszego rozdziału Księgi Wyjścia, który opowiadał o niewoli egipskiej Izraelitów. Czy tekst ten ma jakiś związek z nami? Na to pytanie daliśmy taką odpowiedź: Tak, związek z nami istnieje, ale odkryjemy go tylko wtedy, gdy na Stary Testament spojrzymy z tej perspektywy, z jakiej patrzyła na niego starożytność i średniowiecze chrześcijańskie, tzn. gdy w opowiadaniach Starego Testamentu zaczniemy widzieć zapowiedź i zarys tej historii zbawienia, którą Bóg dzisiaj z nami pragnie tworzyć. W tym naświetleniu niewola egipska staje się obrazem, figurą o wiele głębszej niewoli, w której znajduje się każdy bez wyjątku człowiek.

O jaką niewolę tu chodzi? Jest nią nasza duchowa sytuacja pełna wewnętrznych sprzeczności. Na dnie naszej duszy ugruntowana jest pewność, że człowiek stworzony jest do miłości zarówno czynnej (kochać) jak i biernej (być kochanym). Ale i w jednej, i w drugiej doznajemy ciągłych rozczarowań. Kochać potrafimy drugiego tylko o tyle, o ile odpowiada on naszym upodobaniom i zasadom, o ile nas wzbogaca i przyczynia się do naszego wewnętrznego rozwoju. Gdy jednak ten warunek się nie spełnia, nasza miłość ustaje, zamienia się w obojętność lub wrogość, i na dnie naszej duszy okazujemy się egoistami niezdolnymi wyjść bezinteresownie ku drugiemu człowiekowi. Tak samo beznadziejnie jest z miłością, której od innych oczekujemy. Im bardziej rośnie nasze doświadczenie życiowe, tym jaśniej widzimy, jak interesowny i wyrachowany jest stosunek innych ludzi do nas; przekonujemy się, że każda ludzka miłość ma swoje nieprzekraczalne granice i że nasze pragnienie miłości jest właściwie utopią i snem. W tym położeniu czujemy się samotni i skazani na samych siebie. Sami musimy dbać o nasze życie, rozwijać je, wypełniać szczęściem i treścią, bronić przed tymi, którzy kawałek po kawałku chcą je nam uszczuplić i zabrać dla siebie. Bo kto za nas będzie się troszczył o nasze życie? Może Bóg? W praktyce absolutnie w to nie wierzymy! I tu właśnie leży sedno dramatu człowieka. Wyszliśmy z ręki Boga, korzenie naszego jestestwa tkwią w Jego miłości, miłości jedynej, która nie zawodzi, ale grzech pierworodny, który dziedziczymy, przeciął tę podstawę naszego bytu. Egzystencjalna nić wiążąca z Bogiem przerwała się. Dla wielu, którzy w Niego wierzą, Bóg stał się abstrakcją, ideą, a nie motorem życia. Jeśli porusza się w nas jakieś uczucie ku Niemu, to jest nim częściej strach niż miłość. Puste miejsce, które zostawił po sobie żyjący Bóg, zajmują dziś w naszym życiu inni bogowie którzy nami rządzą: troska o prestiż i o to, co ludzie o nas powiedzą, nasza kariera, pieniądze, osoby, które są przedmiotem naszych uczuć. Te rzeczy, same w sobie dobre, stały się dla nas jedynym konkretem, do którego przytwierdzone jest nasze życie. I one mają nad nami absolutną władzę. Jesteśmy w ich niewoli. By mieć te rzeczy, idziemy na nie wiadomo jakie kompromisy, dopuszczamy się czynów, które wydają się nam same przez się zrozumiałe, a które w swojej istocie są przewrotnością i egoizmem. Ta sytuacja szerzy w naszym otoczeniu zło, rodzi w innych zawiść, sprzeczki, zawody, a nam sprawia w gruncie rzeczy cierpienie, daje poczucie niedosytu, wiecznego niespełnienia, pcha nas do ustawicznej gonitwy za wiatrem, powoduje ustawiczną wewnętrzną szamotaninę. Kto z nas nie rozpozna siebie w tym opisie?

Pismo Święte nazywa opisaną wyżej sytuację człowieka grzechem. Jestem świadom — pisze św. Paweł w siódmym rozdziale Listu do Rzymian — że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro: bo łatwo przychodzi mi dobra chcieć, ale wykonać — nie! Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka (por. Rz 7,18–20). Oto nasza wewnętrzna niewola, której symbolem i obrazem była tamta zewnętrzna niewola Izraelitów w Egipcie.

Jest też w tym dramacie człowieka ktoś, kto za tym wszystkim stoi, niewidzialny, jakby za kulisami, manewrując nami, jak chce. Biblia demaskuje go: Cały świat leży w mocy Złego — mówi Pierwszy List św. Jana (por. 1 J 5,19); a Chrystus powie: Wy jesteście z ojca diabła i chcecie pełnić pożądania waszego ojca (por. J 8,44). Oto nasz faraon, który nas trzyma w niewoli.

Niewola Izraelitów w Egipcie była nie tylko obrazem, typem tej niewoli; ona była doświadczeniem tego samego misterium zła, tylko że w jego warstwie — nazwijmy ją — naskórkowej, w której nie widać jeszcze jego głębokiego wymiaru i jego korzeni. Wgląd w otchłanie tej tajemnicy nie jest jednak wyłącznym przywilejem chrześcijan; odkryli ją także żydzi w Starym Testamencie, o czym świadczą późniejsze jego księgi.

Posłuchajmy teraz nowego tekstu biblijnego. Jest nim piętnasty rozdział proroctwa Ezechiela:

Jahwe skierował do mnie te słowa:
„Synu człowieczy, czyż drzewo winorośli jest lepsze
od jakiegokolwiek drzewa liściastego
które jest wśród drzew w lesie?
Czy weźmie się z niego drewno
by uczynić jakiś przedmiot?
Czy użyje się go do zrobienia kołka,
aby na nim zawiesić jakiekolwiek naczynie?
Oto w ogień się wrzuca je na spalenie.
Obydwa jego końce ogień już strawił,
a środek został nadpalony.
Czy przyda się jeszcze na co?
Oto gdy jeszcze było nietknięte,
już nie nadawało się do obróbki;
tym mniej się nada do obróbki,
gdy ogień je strawił, a ono spłonęło.
Dlatego tak mówi Jahwe Pan:
podobnie jak z drzewem winorośli,
które jest wśród drzew w lesie,
a które wrzuciłem w ogień na spalenie,
tak postąpię z mieszkańcami Jerozolimy.
Oblicze moje zwracam przeciwko nim;
ognia uszli,
lecz ogień ich strawi.
I poznacie, że Ja jestem Jahwe,
kiedy oblicze moje zwrócę przeciwko nim.
Zamienię ten kraj w pustkowie,
bo dopuścili się wiarołomstwa” —
wyrocznia Jahwe Pana (Ez 15).

Tekst ten napisany został parę lat przed zburzeniem Jerozolimy przez króla babilońskiego Nabuchodonozora w 586 r. przed Chr. Kilka lat wcześniej, w 597 r. , Jerozolima doświadczyła innego najazdu ze strony tego samego władcy, który przy tej okazji deportował do Babilonii sporą część ludności buntowniczej stolicy. Dlatego prorok porównując Jerozolimę do drzewa winorośli, mówi: Obydwa końce drzewa winorośli ogień już strawił [w 597 r.] i środek został nadpalony (por. Ez 15,4);...ognia uszli, lecz ogień ich strawi (Ez 15,7). Prorok ma tu na myśli 586 r., datę zupełnego zniszczenia miasta.

To proroctwo było z całą pewnością wielkim szokiem dla uszu przeciętnego Izraelity tamtych czasów. W wielu wcześniejszych tekstach biblijnych Izrael porównywany był do szlachetnej winorośli zasadzonej i pieczołowicie pielęgnowanej przez samego Boga, który po wszystkim, co dla niej zrobił, czeka na jej cenny owoc. Cios, który Izraelowi zadał Ezechiel polegał na tym, że nie ma w jego proroctwie ani słowa o owocach winnego krzewu, mówi się w nim o jego drewnie. Ono zaś — jak to dobrze wiedzą wszyscy stolarze — do niczego się nie nadaje. Nie można z niego zrobić żadnego przedmiotu, nawet kołka, by na nim coś powiesić. Taką jest Jerozolima, serce Izraela, jego najlepsza cząstka. Bóg stwierdza twardo o swoim wybranym narodzie: jest nieużyteczny, jest wiarołomny. Grzech go wewnętrznie toczy i grzech go zniszczy.

Jest to smutny bilans siedmiu wieków historii Izraela. Okazała się ona jednym pasmem niewierności i apostazji od Boga. Ezechiel wielokrotnie — powyższy fragment jest jednym z wielu — wyraża swą wątpliwość, czy jego naród jest w ogóle zdolny postępować inaczej. Podobnie wypowiada się współczesny Ezechielowi prorok Jeremiasz: Czy zdoła Kuszyta odmienić swą skórę, a pantera swoje pręgi? Tak wy, czy potraficie dobrze czynić, przyzwyczajeni do zła? (por. Jr 13,23). Jeżeli taki jest Izrael, który poznał Boga w faktach swojej historii, wszedł z Nim w Przymierze, otrzymał dar Prawa, to o ileż bardziej jest to problem całej ludzkości! Duchowy organizm człowieka toczy jakieś tajemnicze zło, które nie pozwala mu być sobą i żyć w miłości. Wszyscy razem zbłądzili, stali się nikczemni; / takiego, co dobrze czyni, / nie ma ani jednego — powie psalm (por. Ps 14/13/,3). W oczach Boga, który nas zna, który wie, co w nas siedzi, w Jego oczach każdy z nas jest nieużytecznym drewnem, które nadaje się na spalenie. Św. Paweł powie to bez osłonek:. . . tak Żydzi, jak i poganie są pod panowaniem grzechu. . . I stąd każde usta muszą zamilknąć i cały świat musi się uznać winnym wobec Boga (Rz 3,9.19).

Biblia nie wini za ten stan Boga. Jest on wynikiem odrzucenia naszej zależności od Boga i naszego pragnienia, wprowadzonego w czyn, by być samowystarczalnymi. Rana zadana naszemu człowieczeństwu jest głęboka i należy teraz jakby do atrybutów naszej upadłej natury. Sięga ona głębiej niż nasza wola. Dlatego nie da się jej uleczyć żadnym ludzkim wysiłkiem. Tu jest racja bytu egzorcyzmów, których Kościół udziela przy chrzcie. Ta praktyka, odziedziczona po Chrystusie i po pierwotnym Kościele, wypływa z wiary, że człowiek skrępowany jest więzami zła, od których sam nie potrafi się uwolnić. Nic tu nie pomoże jego najlepsza wola, dobre postanowienia, silny charakter, praca nad sobą. Te środki mogą nas trochę ogładzić, usunąć ostre kanty, którymi ranimy innych, uczynić dobrze wychowanymi ludźmi, ale zasadniczego problemu naszej egzystencji one nie załatwią. Pozostaniemy zawsze jeszcze niezdolnymi do prawdziwej miłości, pozostaniemy zawsze nieużytecznym drewnem. Św. Paweł, gdy uświadomił sobie tę wspólną nam wszystkim sytuację, zawołał: Nieszczęsny ja człowiek! Kto mnie wyzwoli z ciała tej śmierci (por. Rz 7,24).

Biblia od początku do końca jest odpowiedzią na to pytanie.

KS. ALFRED CHOLEWIŃSKI SJ
Chrześcijaństwo ponownie odkrywane
Wybór konferencji i homilii wygłoszonych w Radiu Watykańskim w latach 1976–1985

mod/mateusz.pl