Papież Franciszek po wizycie na wyspie Lesbos zabrał ze sobą do watykanu... dwunastu uchodźców. 

Towarzyszyli mu zwierzchnicy prawosławia i premier Grecji Aleksis Tsipras. Uchodźcy opowiadali Franciszkowi o swoich problemach i prosili o pomoc. Do spotkania z papieżem dopuszczono około dwustu pięćdziesięciu osób, wśród nich wiele kobiet i dzieci. Niektóre z nich płakały, jedna z dziewczynek padła do nóg papieżowi, który nie ukrywał swojego wzruszenia.

Migranci, którzy utknęli w Grecji, mówili, że nie mogą żyć w takich warunkach, jakie panują w ośrodku, i prosili papieża o pomoc. Rozmawiała z nim także jazydka. Jazydzi to mniejszość religijna szczególnie prześladowana przez ISIS. Jazydki uciekają do Europy, bo w Iraku, gdzie mieszkają, są zabierane siłą ze swoich domów i stają się niewolnicami seksualnymi dżihadystów.

Papież Franciszek poprosił greckie władze o możliwość zabrania ze sobą do Watykanu dziesięciu migrantów, którzy przybyli na Lesbos jeszcze przed podpisaniem unijno-tureckiego porozumienia o zatrzymaniu fali migracyjnej. Chodzi głównie o osoby, które podczas przeprawy przez Morze Egejskie straciły swoich bliskich, o kobiety, dzieci i inwalidów.

Po wizycie w ośrodku dla migrantów dostojnicy kościelni udadzą się do portu w stolicy Lesbos - Mitylenie. Rzucą do morza wieńce w symbolicznym geście uczczenia pamięci osób, które w nim utonęły.

daug/IAR