Dziennik „The Telegraph” opublikował list Spencera do jednego z wyborców. Deputowany pisze tam o tzw. Extremist Disruption Orders, czyli prawie, które nie weszło jeszcze w życie zakazującym publicznych wystąpień osobom uznawanym za radykałów.
Prace nad przepisami rozpoczęły się krótko po zabiciu przez muzułmanów na ulicy w Londynie żołnierza Lee Rigby'ego w 2013 r. Wkrótce potem w Wielkiej Brytanii wybuchła afera z islamskimi nauczycielami, którzy narzucali swoją religię uczniom publicznych szkół i mieli dyskryminować białe dzieci. W związku z tym Extremist Disruption Orders ma dotyczyć także sal lekcyjnych.

Mark Spencer chce, by na mocy tego prawa karani byli nauczyciele krytykujący homozwiązki.
„Nauczyciele będą mogli mówić o swoim rozumieniu terminu 'małżeństwo' i moralnych obiekcjach wobec używania go w pewnych sytuacjach bez obawy, że naruszają prawo – napisał Spencer do wyborcy w odpowiedzi na jego list. - Zakaz dotyczyłby jedynie sytuacji, w której nauczyciel wprost mówi, że małżeństwa osób tej samej płci są złe”.
Wiceprzewodniczący Christian Institute Simon Calvert wyraził oburzenie pomysłem Spencera.
- Właśnie przed tym ostrzegaliśmy. Rząd mówi, że nie mamy się czego obawiać, a tymczasem jeden z deputowanych rządzącej partii pisze, że zakazy powstrzymają nauczycieli przed przekazywaniem chrześcijańskich przekonań - powiedział Calvert.
Co ciekawe, pomysł Spencera skrytykowało także Narodowe Towarzystwo Świeckości. Organizacja popiera homozwiązki, ale obawia się prawa ograniczającego wolność słowa. Jej zdaniem Extremist Disruption Orders to „największe zagrożenie dla wolności słowa w historii Wielkiej Brytanii”, a „szerzenie nienawiści” jest pojęciem niejasnym.

KJ/Telegraph.co.uk/Wyborcza.pl