- Nie znamy pełnego raportu dotyczącego programu in vitro w Polsce. Według mnie specjalnie nie jest on publikowany, żeby można było wyciągać jakieś piarowskie, reklamowe osiągnięcia, a chować w cieniu te konsekwencje, które z realizacji tego programu za kilkaset milionów złotych wynikały – mówi portalowi Fronda.pl europoseł PiS Bolesław Piecha, były wiceminister zdrowia.

 

<<< JAK RODZI SIĘ ANTYRELIGIJNY OBŁĘD? KONIECZNIE PRZECZYTAJ ZNAKOMITĄ KSIĄŻKĘ PT. ZAKAZANY BÓG >>>

Jakub Jałowiczor: Ministerstwo zdrowia zapowiada uruchomienie nowego programu walki z bezpłodnością. Dotąd po prostu finansowano in vitro, teraz program ma stawiać na diagnostykę i leczenie. To lepsze rozwiązanie?

Bolesław Piecha: Oczywiście, że to jest lepsze rozwiązanie, bo stawia na coś, co jest istotą walki z niepłodnością, czyli ustalenie przyczyny. Natomiast in vitro było protezą. Finansowano je niezależnie od tego, czy diagnostyka była pełna czy nie, krótsza czy dłuższa. Skuteczność była niska, a wydawanie pieniędzy było dedykowane do określonych podmiotów, wyłącznie prywatnych. Tutaj program może być szerszy. Mam nadzieję, że uda się znaleźć należyte miejsce dla naprotechnologii. Jej procedury, postępowanie diagnostyczne i medyczne są opisane. Istnieją określone opracowania naukowe, można z tego skorzystać. Ministerstwo musi przygotować szczegóły tego programu.

Czy w takim razie ten nowy program będzie rozwiązaniem problemu, z którym zmagają się pary ?

Trudno mi powiedzieć, czy to będzie rozwiązanie, ale na pewno będzie to wyjście problemowi naprzeciw. Według mnie będzie to zdecydowanie bardziej skuteczne i mniej kosztowne niż stosowanie tylko i wyłącznie in vitro. Jak zostanie rozwiązana sprawa technologii in vitro, to już pozostawiam do decyzji ministerstwa. Wydaje mi się, że nie jest tak, iż akurat ta procedura ma być forsowana jako jedyne rozwiązanie problemu. Istnienie tego programu niczego nie rozwiązało – narobiło dużych nadziei, a wyniki są mierne. Sądzę, że podejście bardziej naukowe, oparte na dobrej diagnostyce i dobrym leczeniu powinno być bezwzględnie preferowane. Wierzę, że i skuteczność będzie większa.

Spodziewa się pan, że zainteresowanie programem refundacji in vitro (który jeszcze przez pół roku ma funkcjonować) zmniejszy się?

Sądzę, że się zmniejszy. Nie znamy wielu szczegółów dotyczących programu in vitro. Nie mamy dostępu do jakiegoś raportu końcowego, albo chociaż częściowego, na temat tego, jak te pieniądze zostały wydane. Ile np. kosztowało społeczeństwo to, że urodziło się przy zastosowaniu tej technologii jedno dziecko, jakie stosowano procedury. Oczywiście, że problemy do rozwiązania pozostaną, bo np. zostaną w Polsce „termosy” z embrionami ludzkimi. I to jest duży problem. Sądzę, że w ramach nowego programu ten problem będzie musiał być w jakiś sposób rozstrzygnięty.

Stowarzyszenie Nasz Bocian, znane z lobbowania za finansowaniem in vitro przytaczało liczne przypadki nadużyć, do jakich dochodzi w zakładach dokonujących sztucznego zapłodnienia. Nawet oddawanie poczętych dzieci innym parom, jeśli ktoś spóźniał się z opłatami.

Tak, bo to wszystko odbywa się w sferze nieuregulowanej prawnie. Nie przyjęto żadnej ustawy bioetycznej, w związku tym kwestie dotyczące dawstwa gamet czy embrionów nie były w żaden sposób określone. Do nadużyć doszło i pewnie dojdzie; nie wierzę, że będzie inaczej. Nie znamy pełnego raportu dotyczącego programu in vitro w Polsce. Według mnie specjalnie nie jest on publikowany, żeby można było wyciągać jakieś piarowskie, reklamowe osiągnięcia, a chować w cieniu te konsekwencje, które z realizacji tego programu za kilkaset milionów złotych wynikały.

Skoro dziedzina nie jest uregulowana prawnie, to czy państwo ma narzędzia, żeby prostować nieprawidłowości?

Oczywiście, że ma narzędzia, ale generalnie trzeba się zmierzyć ustawą o sprawach bioetycznych w medycynie. Bez tego nie da się pewnych rzeczy rozwiązać, czy nam się to podoba, czy nie. Musimy też zająć się tymi zarodkami, które już istnieją, sprawdzić w jaki sposób one są oznaczone i zdecydować, co z nimi zrobić. Jasne jest, że trzeba zakazać handlu, to na sto procent i dawstwa – pod pewnymi warunkami – zarodków, nienarodzonych dzieci w stanie głębokiego zamrożenia. Nie mam tutaj gotowych rozwiązań. Rozwiązania były przygotowane w dawnych ustawach, być może część opracowań prawnych powinno się wykorzystać. Absolutni nihiliści etyczni uważają, że etyki w medycynie być nie powinno, a wszystko powinno regulować prawo, bo wszystko nam wolno. Tak nie jest. Trzeba będzie pochylić się nad kompleksowym rozwiązaniem, żeby przeciętny Polak mógł się dowiedzieć, co wolno, a czego nie wolno. A ten, który w tym procederze uczestniczył powinien wiedzieć, jakie obowiązują standardy dotyczące choćby niewykorzystanych, nadliczbowych zarodków.

W takiej ustawie możliwy byłby całkowity zakaz in vitro?

Niewykluczone.