W marcu 2005 roku niewielka grupa sióstr z klasztoru cystersek z Valserena w Toskanii przeniosła się do Aleppo w Syrii, aby założyć tam nową wspólnotę klasztorną. Wybierając świadomie to niebezpieczne miejsce, Siostry inspirowały się dziedzictwem siedmiu mnichów cysterskich, którzy zmarli śmiercią męczeńską w 1997 roku w Tibhirine w Algierii. Tak jak oni, siostry pragnęły podjąć życie w sąsiedztwie ludzi wyznających inną wiarę niż one, aby dać przykład chrześcijańskiego przebywania w pokoju, żyjąc prawem dyktowanym przez Miłość. ( fronda.pl pisała o nich http://www.fronda.pl/a/czy-zakonnice-chca-smierci,27987.html ).

Jadąc tam kierowały się słowami Chrystusa  "Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz."(J.10,16)  Żyją tam za błogosławieństwem zarówno łacińskiego Wikariusz Apostolskiego jak i biskupa maronickiego z Tartous. Zamieszkały w pobliżu granicy syryjskiej z Libanem, w wiosce zwanej po maronicku Azeir, na szczycie wzgórza, z dala od wielkich miast. Obecnie w tym miejscu gromadzi się wielu uchodźców.

Siostry prowadzą korespondencję, rozsyłaną po całym świecie, oto tłumaczenie fragmentu listu z 29 sierpnia , w którym zakonnice wydają się wstrzymywać oddech, rozważając sprawę wzmagającej się wojny w Syrii i ewentualnego udziału w niej Stanów Zjednoczonych. ( http://www.catholicworldreport.com/Blog/2538/a_letter_from_trappist_nuns_in_syria_blood_fills_our_streets_our_eyes_our_hearts.aspx )

Piszą: „Patrzymy na ludzi wokół nas, na pracujących, którzy są tutaj, jak gdyby zawieszonych, oszołomionych: "Oni postanowili nas zaatakować." Dzisiaj pojechałyśmy do Tartous ... czuliśmy gniew, bezsilność, które trudno wyrazić. Wyczuwalny we wszystkim: ludzie starają się jak najlepiej pracować i żyć normalnie. Widzimy rolników podlewających ziemię, rodziców kupujących zeszyty do szkoły, która ma się rozpocząć, nieświadome dzieci proszące o zabawki i lody ... widzimy ubogich, z których wielu stara się uciułać choć kilka monet. Ulice są pełne "wewnętrznych" uchodźców z Syrii, którzy przybyli z całego obszaru do tej jedynej jego części, która jest nadal stosunkowo znośna .... Widzimy piękno tych wzgórz, uśmiech na twarzach ludzi, dobroduszne spojrzenie chłopca, który ma zamiar wstąpić do wojska i daje nam dwa lub trzy orzeszki, z jego kieszeni jako wyraz "wspólnoty" ... . A potem przypominamy sobie, że postanowiono nas jutro zbombardować. ... Po prostu. Ponieważ "nadszedł czas, aby zrobić coś", jak to brzmi w wypowiedziach ważnych ludzi, którzy będą popijając herbatę będą jutro oglądać telewizję, aby zobaczyć, jak skuteczna będzie ich interwencja humanitarna ....” W dalszej części listu Siostry zadają ciekawe pytanie: „Czy laureat Pokojowej Nagrody Nobla wyda na nas wyrok wojny?” Widać, że w ich oczach ta potencjalna interwencja nie ma wiele wspólnego z pokojem. Konkludują: „Jako chrześcijanie możemy przynajmniej ofiarowywać  wszystko to miłosierdziu Bożemu, zjednoczyć to z krwią Chrystusową, który dokonuje odkupienia świata w tych wszystkich, którzy cierpią.

MP/catholicworldreport.com