Trudno mi jednoznacznie powiedzieć, czy rzeczywiście nie ma w Platformie politycznej zgody na ustawę o in vitro i homo-związkach. Musiałaby to być decyzja nie tylko klubu PO, ale również partii.

 

Jeżeli chodzi o kwestię ustawy o in vitro, to zależy jaki ona miałaby kształt. Z mojego punktu widzenia, niedopuszczalnym jest przyjęcie projektu całkowicie liberalizującego tę metodę, ale niestety sankcjonującego to, co już jest. Jeżeli mamy coś cywilizować poprzez regulacje prawne, to powinno to być co najmniej ograniczenie tego procederu. Osobiście, jestem przeciwnikiem tej metody i uważam, że nie powinno się ułatwiać dostępu do niej. Osiągnięcia nauki dają nam dziś możliwość, po pierwsze, badania przyczyn niepłodności i po drugie, ich leczenia, i to metodami skuteczniejszymi niż in vitro. Metoda in vitro jest wątpliwa moralnie o tyle, że aby dawać życie unicestwia inne życie. Pomijam tutaj już kwestię skutków – dzieci z in vitro są również narażone na różne schorzenia. Jest to bardzo kosztowne obejście natury, którego ceną jest unicestwienie innego życia.

 

Do tej pory in vitro było jedyną rozpowszechnioną metodą walki z bezpłodnością, ale po pierwsze – ona tej bezpłodności nie leczy, a po drugie – dziś są już dostępne inne, o wiele skuteczniejsze metody. Co więcej, całkowicie zgodne z naturą człowieka, więc trzeba z nich korzystać. Stąd potrzeba wypromowania naprotechnologii.

 

Jeżeli chodzi o związki partnerskie, to moim zdaniem, absolutnie nie będzie na nie zgody klubu Platformy. Myślę, że zdecydowana większość polityków nie poprze tego projektu. Ma on charakter czysto ideologiczny, bo nie jest w Polsce do niczego potrzebny. Każdy może robić to, co chce i w zasadzie sankcjonowanie związków partnerskich nie ma sensu. Jeśli chcę w takim związku być, to nic mi w tym nie przeszkadza, mogę tak żyć i nie ma najmniejszej potrzeby, żeby to sankcjonować, podobnie, jak nie ma potrzeby ustawy o kolekcjonerstwie znaczków – kto chce, może to robić. Nie ma żadnych powodów, dla których mielibyśmy tym osobom przydzielać jakieś przywileje. Nic za tym nie przemawia, ani względy ekonomiczne, ani społeczne, ani kulturowe, ani tym bardziej moralne. Żadne. To jest kwestia pewnej mody, ideologii, która minie. Właściwie, już minęła, zanim na dobre do Polski dotarła. Będzie to kwestia takiego folkloru minionej dekady. Sztucznie stworzony problem. Absolutnie nie przewiduję jakiegokolwiek zainteresowania przyjmowaniem takiej ustawy, zwłaszcza, że niebawem możemy być zagrożeni poważnym kryzysem demograficznym, dlatego rozsądek będzie raczej podpowiadał działania zmierzające w inną stronę – nie dawania przywilejów, tym, którzy nie przyczyniają się do zapobiegania tego kryzysu, ale raczej rodzinom. Państwo będzie musiało stworzyć dogodne dla nich, aby ujemny przyrost naturalny nie spowodował poważnego kryzysu. Bezwzględnym mechanizmem, dzięki któremu państwo może się rozwijać jest przybywanie obywateli. Państwo, które nie jest w stanie zagwarantować sobie pokoleniowych następców, nie jest w stanie funkcjonować w systemie socjalnym.

 

Not. eMBe