Krótki komentarz do zamachu stanu w Turcji.

(publikacja 16 lipca. godz. 01.00 – z przyczyn oczywistych poniższy komentarz to jedynie wstępna analiza)

 

Potencjalne przyczyny, które mogły pchnąć armię do działania:
  1. rosnąca i zagrażająca państwowości infiltracja Turcji przez Państwo Islamskie, które było nieomal jawnym sojusznikiem w walce przeciw Kurdom;
  2. rosnąca islamizacja państwa; odejście od demokratycznego islamu w kierunku autorytarnego fundamentalizmu religijnego – tym samym naruszenie kruchego układu sił (bo nie kompromisu) z siłami starego porządku (kemalistowskimi elitami), które – jak sądził prezydent Recep Tayyip Erdogan – w ogóle już mu nie zagrażały;
  3. korupcja w partii rządzącej oraz w otoczeniu samego prezydenta Erdogana
  4. coraz gorsze relacje z kluczowymi sojusznikami, w tym USA (m.in. na tle braku działań Turcji przeciw IS);
  5. próba nawiązania egzotycznych sojuszy – w tym ostatnio z Rosją.

 

Sukces R.T. Erdogana oparty był na umiejętności oparcia się o klasy nieuprzywilejowane i zdobyciu poparcia „Turcji B” przeciw „Turcji A”. Przez lata R.T. Erdogan umiał mimo to oprzeć się pokusie obrania kursu radykalnego i tym samym pozyskiwał dla swego projektu modernizacji Turcji klasę średnią i nawet cześć klas wyższych. W ostatnim jednak okresie, wraz z rosnącą konsolidacją władzy w swych rękach stracił ową umiejętność. Coraz gorzej wyglądała również polityka zagraniczna Ankary, która w ciągu ostatnich ca. 2-3 lat przeszła niekojącą ewolucję. Hasło „zero problemów z sąsiadami” zastąpiono linią wyraźnie konfrontacyjną. W ostatnich tygodniach realia zmusiły jednak prezydenta Erdogana do pokajania się przed np. Rosją, co próbowano pokazać jako dowód siły, a co było de facto dowodem osamotnienia i tym samym słabości. Kto wie, czy ta klęska nie stała się sygnałem dla zamachowców, że „Sułtan”, mimo pozorów wszechwładzy, jest w rzeczywistości słaby.

 

Jeśli do tego dodać wyeliminowanie przez Erdogana ze swojego otoczenia ludzi krytycznie myślących i pozbycie się wybitnych osobistości, które współtworzyły sukces polityczny prezydenta oraz fakt, iż Erdogan w coraz większym stopniu toczył walkę z wyimaginowanymi wrogami i otwierał niepotrzebne konflikty to naszym oczom jawi się obraz tracącego kontakt z rzeczywistością Sułtana, który otoczony coraz bardziej miernymi doradcami przegrywa i swoją szansę na wielkość i szansę Turcji na stworzenie realnej demokracji, która pogodziłaby nowe ze starym, a „Turcję A” z „Turcją B” .

 

To skądinąd problem wielu Sułtanów, że gdy już pokonają wszystkich wrogów muszą jeszcze zdołać pokonać tego, który siedzi w nich samych. Od tej ostatniej bitwy zależy ich miejsce w historii. Prezydent Erdogan przejdzie zapewne do historii jako przywódca, który wygrał w swoim życiu wszystkie bitwy polityczne. Przez ostatnie lata tę ostatnią, najważniejszą bitwę przegrywał. Jeśli przetrwa pucz to stanie przed możliwością, by zmienić powyższy stan rzeczy. Jeśli armia go obali przejdzie do historii jako wielki polityk, którego pokonały własne słabości.

 

Jedyną szansą prezydenta Erdogana jest fenomen społeczeństwa obywatelskiego, które – również dzięki niemu – powstało w Turcji i które może przeciwstawić się zamachowi stanu. Jeśli ludzie wyjdą na ulice to – pomijając w tym miejscu ryzyko wojny domowej – paradoksem będzie, iż naród będzie broniąc demokracji równocześnie bronił coraz bardziej autokratycznej władzy. Niezależnie jednak od rosnącego autorytaryzmu prezydenta Erdogana warto pamiętać, iż w odróżnieniu od kemalistowskich elit jego władza zawsze pochodziła z wyborów.

Źródło: oaspl.org