- Moje miejsce na liście wyborczej do Sejmu zależy od siły homoseksualnego lobby – powiedział Robert Węgrzyn, poseł PO. Znienawidzony przez środowiska lewicowe za swoje krytyczne słowa o homoseksualizmie parlamentarzysta nie tylko nie znalazł się na liście do Sejmu, ale również został z hukiem wyrzucony z partii za szkodzenie jej wizerunkowi. I rzeczywiście – sądząc po ostatnich decyzjach władz PO – Węgrzyn nie pasuje do nowej koncepcji partii Donalda Tuska. Ostatnie decyzje kadrowe pokazują bowiem jasno, że Platforma przed wyborami stawia na pozyskanie lewicowego elektoratu. Szykuje dla niego specjalną propozycję światopoglądową. Ostatnie decyzje – związane głównie z listami wyborczymi – pokazują, że PO chce być dziś najważniejszym promotorem postulatów homoseksualnego lobby w Polsce.

 

Poważną przeszkodą w kuszeniu homoseksualistów oraz lewicowej części elektoratu byłyby w Platformie Obywatelskiej takie osoby, jak Jarosław Gowin, czy Elżbieta Radziszewska. Również Stefan Niesiołowski nie pomoże Platformie w walce o głosy homoseksualistów. Choć jest wiernym działaczem PO, ma poważny defekt – ostro atakuje wszelkie postulaty wspierające homoseksualne lobby. Przy okazji formowania list wyborczych PO postanowiła więc wykonać poważny skręt w lewo, by móc uwiarygodnić się w oczach homoseksualnych aktywistów. Gowin i Niesiołowski otrzymali dalekie miejsca na liście. Gowin jest liderem skrzydła konserwatywnego, Niesiołowski to wicemarszałek Sejmu. Trzecie miejsce jest więc deprecjacją ich pozycji w partii. Również Radziszewska – obecna minister, która podpadła środowisku lewicowemu swoją wypowiedzią na temat prawa katolickich szkół do nie zatrudniania homoseksualisty – została zepchnięta na margines. Zamiast walki o kontynuowanie swojej misji w rządzie dano jej szansę walki o fotela senatora. Decyzje te, w połączeniu z wyrzuceniem Węgrzyna, który był jednym z najaktywniejszych posłów PO atakujących rząd PiSowski, pokazuje jasno, że Platforma nie chce dziś u siebie ludzi, którzy w sprawach światopoglądowych zajmują konserwatywne stanowisko.

 

Mówił o tym z resztą otwarcie dziś premier Donald Tusk, który przyznał, że nie ma w nim tolerancji dla homofobów, również w jego partii. Oznacza to, że sytuacja prawicowego skrzydła w PO, które i tak nie miało żadnego wpływu na politykę tej partii, znacznie się pogorszy. Platforma stawia dziś bowiem na ludzi patrzących na sprawy światopoglądowe w sposób podobny do SLD. Program światopoglądowy partii przed wyborami mają wypracować były polityk lewicy Bartosz Arłukowicz i Joanna Mucha, kojarzona z lewicowym skrzydłem partii Tuska. Arłukowicz w pierwszej wypowiedzi po zmianie politycznych barw zapowiedział, że będzie namawiał PO do poparcia ustawy o związkach partnerskich, z kolei Joanna Mucha w Sejmie postulowała refundację antykoncepcji dla uboższych Polek, wzywała do upowszechnienia tzw. edukacji seksualnej i wypowiadała się przychylnie o zmianie ustawy aborcyjnej na bardziej lewicową.

 

Wygląda więc na to, że Platforma znalazła pomysł na kampanię wyborczą. Zamiast skupiać się na straszeniu Polaków PiSem (co zapewne i tym razem będzie miało miejsce) postanowiła sięgnąć po elektorat typowo SLDowski i walczyć o przyjaźń homoseksualnego lobby. Platforma liczy na to, że Polacy są dziś na tyle ogłupieni lewicowymi postulatami i kampanią medialną, że poprą partię walczącą z naturą, rodziną i normalnością. Oby jednak PRowscy Platformy się pomylili. A popularność Marszu Dla Życia i Rodziny oraz ogromna liczba podpisów pod ustawą chroniącą każde życie poczęte pokazują, że na pomysły wprowadzenia homopostulatów Polacy zgody nie chcą wydać. I oby nie wydali jej również przy urnach wyborczych…

 

Stanisław Żaryn