- Mam poważne wątpliwości co do pomysłu pana prezydenta, aby świętować dzień niepodległości maszerując z nim Z jednej strony chcę widzieć inicjatywę prezydenta jako wyraz jego szlachetności i troski bez negatywnej interpretacji jego zamiarów, a z drugiej strony mam dwie poważne wątpliwości.

 

Pierwsza polega na tym, że nie widzę powodu dla, którego mieliby nie uczestniczyć w tym marszu ludzie przekonani do pewnego podstawowego katalogu wartości, że np. niepodległa ojczyzna jest wartością, której należy chronić, zarówno w pamięci jak i w przyszłości. Z mojej perspektywy, osoby, które mają sprzeczne poglądy z tym stanowiskiem musiałyby zmienić poglądy, aby iść wspólnie w marszu.

 

Druga wątpliwość jest dużo poważniejsza, bo Marsz Niepodległości ma w sobie pewien wyraz obywatelski. Bycie obywatelem, jest to branie w swoje ręce pewnego obowiązku i prawa. Ten obowiązek polega na tym, że chcę jako obywatel oddolnie kształtować przestrzeń publiczną również na swój wzór i obywatelski sposób na ekspresję. Własne pokazanie patriotyzmu nie musi być skierowane przeciwko jakimkolwiek instytucjom państwa i jakimkolwiek osobom w państwie, chociaż może mieć taki wymiar.

 

Mam przecież jako obywatel również takie prawo, że nie muszę mieścić się w kanonie partii czy posłów reprezentujących obecnie państwo. Jestem obywatelem i nie wiem czy przejęcie inicjatywy przez pana prezydenta nie będzie skutkowało utartą obywatelskości znacznej części społeczeństwa polskiego. Nie odebraniem praw, ale poczucia bycia obywatelem, który kształtuje przestrzeń publiczną. Obywatele nie muszą się w 100 proc. wpisywać w inicjatywy państwa, bo są obywatelami, a nie przedmiotami. Mogą nie chcieć, aby święto Niepodległości zamieniło się w pochód 1-szo majowy.

 

Not. Jarosław Wróblewski