1. Wczoraj w mediach pojawiła się wypowiedź wiceprezesa Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) Andrzeja Maciejewskiego o tym, że bramki służące do poboru opłat, zostaną usunięte z polskich autostrad w roku 2017.

Wprawdzie do końca nie jest pewne, bo wiceprezes ujął tę kwestię następująco: „zakładamy, że w roku 2017 system poruszania się po drogach bez konieczności zatrzymywania się, będzie gotowy także dla samochodów osobowych” ale wiadomo, że w GDDKIA i w resorcie minister Bieńkowskiej, trwają prace nad wyłonieniem nowego systemu poboru opłat.

Rywalizują ponoć dwie koncepcje (winieta klasyczna bądź elektroniczna albo oddzielny elektroniczny system poboru viaAUTO, podobny to tego, który zbudowano dla samochodów ciężarowych viaTOLL.

Już teraz jednak wśród ekspertów, pojawiają się poważne zastrzeżenia dotyczące budowy oddzielnego systemu poboru opłat dla samochodów osobowych, zwracające uwagę, że oznacza to konieczność dublowania infrastruktury i w konsekwencji dodatkowe wydatki idące w setki milionów złotych.

2. Przypomnijmy tylko, że urzędnicy GDDKiA i resortu infrastruktury i rozwoju zerwali się w te wakacje do pracy nad nowym systemem poboru opłat w związku z kilometrowymi kolejkami jakie pojawiły się przed punktami poboru opłat na autostradach i w konsekwencji postępującą wizerunkową klęską rządu Tuska.

Sam premier Tusk na początku sierpnia, pośpiesznie zdecydował o zwolnieniu z opłat za przejazd autostradą A-1, ponieważ z błyskawicznie przeprowadzonych badań opinii publicznej, dotyczących korków na autostradach wyszło, że może to kosztować Platformę utratę kilku kolejnych punktów poparcia w sondażach i stąd ogłoszenie takiej decyzji.

Z niejasnych jednak powodów uwolnieni od stania w kilometrowych kolejkach na punktach poboru opłat, zostali tylko kierowcy samochodów jadących nad morze i znad morza (A-1), podczas gdy ci na autostradzie A-4 i A-2 w dalszym ciągu mają stać w kolejkach godzinami i jeszcze za to stanie muszą słono zapłacić (mamy najwyższe w Europie opłaty za przejazd autostradami).

A przecież wielogodzinne kolejki, mają miejsce wręcz regularnie na autostradzie A-4 pod Wrocławiem i Gliwicami, a także na autostradzie A-2 pod Poznaniem i Świeckiem.

3. Rządzący próbują udawać, że korki na autostradach zaczęły się w miesiącach wakacyjnych i ich reakcja na nie jest wręcz błyskawiczna ale przecież doskonale wiadomo, że ten problem narasta od 3 lat i pokazuje, że GDDKiA nie daje sobie kompletnie rady z zarządzaniem ruchem na płatnych odcinkach tych dróg.

Każdy wakacyjny weekend (ale kolejki były i wcześniej), zaczyna się od medialnych informacji o długości kolejek przed „bramkami”, na których albo pobiera się bilety aby później przy zjeździe za autostrady zapłacić za przejechany odcinek albo też uiszcza się opłaty.

Ponieważ natężenie ruchu w tym okresie sięga kilkudziesięciu tysięcy pojazdów na dobę, a pobór biletu albo jego opłacenie w zależności od tempa przeprowadzenia tych czynności, wynosi od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu sekund na jeden samochód przed bramkami tworzą się wielokilometrowe kolejki w których rekordziści stoją nawet 2 godziny (tak jest regularnie na bramkach pod Wrocławiem na autostradzie A-4).

A pani wicepremier i minister infrastruktury i rozwoju Elżbieta Bieńkowska, która ma wyjątkowe szczęście do wygłaszania bon motów, rozsierdzających Polaków do białości (zimą o zamarzających i spóźniających się pociągach - „sorry taki mamy klimat”), kilkanaście dni temu wypaliła: „wszędzie w Europie gdzie są bramki, są korki, wczoraj sprawdzałam”.

4. Nic nie robienie tej ekipy rządowej wychodzi jaskrawo i w tej dziedzinie.

Przez te ostatnie 3 lata, rząd Tuska nic w tej sprawie nie zrobił, nie uporządkował nawet sprawy płacenia przez kierowców ciężarówek na drogach zarządzanych przez koncesjonariuszy - gotówką w sytuacji kiedy na drogach zarządzanych przez GDDKiA, korzystają oni z elektronicznego systemu poboru opłat viaTOLL. Z kolei koncesjonariusze pobierane opłaty w pełni odprowadzają na Fundusz Drogowy w związku z tym nie są zainteresowani ani wielkością natężenia ruchu na „swoich” odcinkach ani sprawnością obsługi na „bramkach”.

Oni dostają 1,3 mld zł rocznie za dostępność koncesjonowanych odcinków autostrad i koncentrują się na corocznej waloryzacji tej kwoty.

Pogonienie więc przysłowiowego „kota”, urzędnikom GDDKiA i ministerstwa infrastruktury i rozwoju jak widać niewiele dało, bowiem efektów ich pracy możemy się spodziewać dopiero w 2017 roku, a przez najbliższe 3 lata będziemy stać w wielokilometrowych korkach na autostradach, żeby łaskawie przyjęto od nas opłatę za przejazd.

Zbigniew Kuźmiuk/Salon24.pl