Rada mimo tego, ze doskonale zna dramatyczną sytuację związaną z płatnościami (grożącą wręcz niewypłacalnością Komisji), zdecydowała się jednak na propozycję cięć w projekcie budżetu przedstawionym przez KE o 0,6 mld euro jeżeli chodzi o zobowiązania (ze 145,6 mld euro do 145 mld euro ) i aż o 2,1 mld euro jeżeli chodzi o płatności (ze 142,1 mld euro na 140 mld euro).

To zdecydowanie zła decyzja, ponieważ jej skutkiem (jeżeli miałaby być podtrzymana przez Radę podczas negocjacji z Parlamentem i Komisją), będzie pozbawienie wiarygodności finansowej zarówno Komisji Europejskiej jak innych instytucji unijnych realizujących ważne projekty.

W tej sytuacji zwracam uwagę na konieczność zdecydowanego podtrzymania przez Parlament swojego stanowiska w sprawie podwyższenia poziomu płatności do 146,4 mld euro, a więc o ponad 6,4 mld euro więcej niż postanowiła Rada.

To podwyższenie środków na płatności i tak jest tylko częściowym rozwiązaniem problemu zaległości w płatnościach, które według informacji Komisji wynosiły na koniec roku 2013 ponad 23,4 mld euro i mimo kolejnych nowelizacji budżetu w roku 2014 na około 5 mld euro zwiększających środki na ten cel, ich poziom na koniec tego roku będzie podobny.

Tak wysoki poziom zaległości w płatnościach powoduje, że wielu beneficjentów projektów realizowanych w latach 2007-2013 z udziałem środków z budżetu UE od wielu miesięcy czeka na zapłacenie złożonych w Komisji rachunków ( niejako "od ręki" należałoby wypłacić około 10 mld euro).

Ponadto chcę wyrazić nadzieję, że Parlament zdecydowane przeciwstawi się decyzji Komisji, która chce finansować w 2015 roku walkę z wirusem eboli ze środków rezerwy kryzysowej tworzonej w ramach Wspólnej Polityki Rolnej (WPR) ze środków na dopłaty bezpośrednie.

Wprawdzie tej decyzji Komisji nie ma jeszcze w omawianym projekcie budżetu ale została ona niestety już zapowiedziana.

Komisja chce aby blisko 450 mln euro (czyli większość tej rezerwy) przeznaczyć na walkę z wirusem eboli i jest pomysł wręcz skrajnie nieodpowiedzialny w sytuacji kiedy wiemy na pewno, że rosyjskie sankcje na unijną żywność będą podtrzymane także w 2015 roku.

Przecież ze środków uruchomionych w tegorocznym budżecie w kwocie blisko 300 mln euro (w dwóch transzach najpierw w sierpniu 125 mln euro, a później we wrześniu kolejne 165 mln euro), skorzysta niewielka grupa rolników (w moim kraju - Polsce ledwie kilka tysięcy).

Używam stwierdzenia "skorzysta" ponieważ do tej pory do rolników ze względu na unijną biurokratyczną mitręgę, nie dotarło ani jedno euro z tak szumnie zapowiadanych unijnych rekompensat.

Trzeba przy tym bardzo mocno zwrócić uwagę na fakt, że straty w związku z embargiem ponoszą wszyscy rolnicy sprzedający na rynku (a nie tylko ci rolnicy, którzy wcześniej eksportowali żywność na rosyjski rynek), ponieważ  w jego wyniku mamy do czynienia ze znacznym spadkiem cen na wszystkie płody rolne (w Polsce te spadki w zależności od rodzaju produktu rolnego wynoszą od 20 do 30%).

Niezbędnym więc jest takie skonstruowanie przez Komisję propozycji wyrównania przynajmniej części strat aby przyszłe rekompensaty trafiły do wszystkich dotkniętych rosyjskimi sankcjami, a nie tylko do tych, którzy zniszczą zbiory albo przekażą je na rzecz organizacji charytatywnych.

Na finansowanie takich form pomocy dla rolników przyszłoroczna rezerwa kryzysowa tworzona w ramach WPR jest więc niezbędna i jej przeznaczenie na jakikolwiek inny cel byłoby skrajną wręcz nieodpowiedzialnością.

Zbigniew Kuźmiuk/Salon24.pl