Kidawa-Błońska sugeruje, że być może ludzie nagrani w warszawskich restauracjach znajdą się na listach wyborczych PO. Zdziwiłby się Pan, gdyby ludzie z taśm wystartowali w wyborach?

To pokazuje podwójne standardy i fałsz ze strony Platformy Obywatelskiej. Z jednej strony słyszeliśmy niby moralne oburzenie wobec zachowań, słów, ale też pewnego systemu wartości, który został obnażony podczas tych szczerych, prywatnych rozmów. Chodzi o system wartości, który pokazuje, co jest naprawdę ważne dla tych ludzi,. jakie interesy reprezentują w polskiej polityce i o co im tak właściwie chodzi. To, co powinno być dyskwalifikujące z punktu widzenia standardów nie tylko demokratycznych, ale standardów cywilizowanego kraju, przestaje już być problemem dla polityków rządzącej opcji. Władza i interesy są ważniejsze niż nawet zachowanie pozorów wobec polskiej opinii publicznej.

Z drugiej strony Małgorzata Kidawa-Błońska mówi, że to, że ktoś był nagrany na tych taśmach, nie znaczy, że ma być wyłączony z naszego życia. Może te osoby po prostu miały pecha?

To, że ktoś został nagrany nie jest samo w sobie powodem wyciągania jakichkolwiek negatywnych konsekwencji, bo nagranie mogłoby wręcz świadczyć o szlachetnych intencjach i pozytywnie rzutować na nagraną osobę. Wszystko zależy od tego, co zostało nagrane. Pani Kidawa-Błonska chyba nie jest w stanie Polakom powiedzieć, że to, co zostało nagrane - nie chodzi tylko o język, kulturę bycia, ale też i o treści - że one są budujące i pokazują szlachetne zamiary polityków Platformy w stosunku do Polaków i do Polski jako państwa. Jednym słowem, nie tyle fakt nagrania, ale to, co zostało nagrane ma tutaj znaczenie rozstrzygające. Polityk, czy to w miejscu publicznym czy prywatnej rozmowie nie powinien pokazywać dwóch różnych twarzy. My zobaczyliśmy dwie twarze polityków PO. Jedna na użytek konferencji prasowej, gdzie pani Kidawa-Błońska mówi różne rzeczy i druga na użytek szczerych prywatnych rozmów, w której widać akceptację dla krętactw, korupcji, rozmaitych układanek. Np: słowa, w jakiej części ciała mają Polskę wschodnią – przecież mówili o określonej polityce PO, czy też to, że za 6 tys. pracuje idiota, albo złodziej – to były ich szczere wypowiedzi. Oni oczywiście zakładali, że nikt ich nie nagra i nie będzie słyszał, bo inaczej nigdy by się na taką szczerość nie zdobyli. Na tym polega ta wyjątkowość treści rozmów najważniejszych osób w Platformie. Obnaża ich skrajny cynizm i zakłamanie, hedonizm, traktowanie władzy jako miejsca robienia kariery i interesów swoich środowisk, rozmów, w których nie ma w ogóle mowy o Polsce, o trosce o kraj, o ludzi, o miejsca pracy, o rozwój gospodarki. Oni mówią o górnictwie, że tam przez 7 lat nic się nie działo i tylko pieniądze były wyprowadzane. Mówią sami o sobie. Zresztą, wcale ich to nie burzy.

Wczoraj "GW" pisała, że Marek Falenta kontaktował się niezależnie z trzema różnymi służbami, ale proceder nagrywania zorganizował sam. Czy pojedynczy biznesmen mógł przeprowadzić akcje na taką skalę bez wiedzy czy wbrew intencjom służb specjalnych?

To tylko potwierdza słowa ministra Sienkiewicza, który mówił, że pod rządami PO państwo istnieje tylko teoretycznie. Jeżeli nie tylko zorganizował, ale i wodził za nos wszystkie możliwe służby, to co można powiedzieć o profesjonalizmie takiego państwa? I tak dobrze, że to był Falenta, a nie na przykład terrorysta islamski, który planował wysadzenie w powietrze części polskiego rządu czy chciał używać podsłuchów jako narzędzia szantażu. Mogły być i dużo gorsze scenariusze, choćby z udziałem rosyjskich służb. Państwo pod rządami PO także tym, że takie rzeczy były możliwe - delikatnie mówiąc - nie popisało się. Zresztą sami jedzą tę żabę. Dla Polaków to dobrze, w tym sensie, że wiemy, kim ci ludzie naprawdę są. Poza tym wiemy, że niewiele wkładali wysiłku w to, by struktury państwa odpowiedzialne za bezpieczeństwo, głównie za bezpieczeństwo rozmów, kontaktów najważniejszych osób w państwie, było właściwie chronione. Inną rzeczą jest to, że byłem ministrem przez dwa lata i nigdy nie spotkałem się na rozmowie o ważnych sprawach państwa w jakiejkolwiek drogiej restauracji. Tym bardziej nie przyszłoby mi do głowy, żeby płacić za takie rozmowy publicznymi pieniędzmi.